| 2006-04-24, 12:33 Warszawska Turystyka Ekstremalna |
Zwiedzanie zardzewiałych mostów, starych hal, tuneli zamiast Starówki albo Łazienek to Warszawska Turystyka Ekstremalna - nowy sposób na poznawanie miasta
Warszawska Turystyka Ekstremalna to odskocznia od tras znanych z przewodników. I uprawiana nie przez turystów, a przez mieszkającą w Warszawie grupę młodych osób. Znają się oni ze studiów, imprez w alternatywnym klubie Jadłodajnia Filozoficzna. Uważają, że w Warszawie jest wiele ciekawych, ale zapomnianych, zniszczonych budynków, zakamarków. Chcą je odkrywać. Ale ekstremalność to nie tylko rodzaj miejsc, którymi się zachwycają, ale też duży wysiłek fizyczny, jaki trzeba włożyć, by je zdobyć.
Często celem wycieczek WTE nie jest zobaczenie konkretnego obiektu, a sama trasa. Zapomniane ścieżki, tory kolejowe, stare tunele. Taką drogą szli z Odolan do Ursusa. To była ich pierwsza duża wyprawa. Wtedy to, co robią nazwali Warszawską Turystyką Ekstremalną. Od tej pory szwendali się po fortach przy Bema czy przeszli przęsłami pod mostem Grota-Roweckiego.
Na wycieczki chodzą raz na tydzień, czasami częściej. Przechodzą przez dziury w siatkach ogrodzeń. Po metalowych schodach, na których każdy krok niesie echo - wchodzą na dachy. Trzymają się brudnych poręczy, uważają na dziury i wystające pręty.
W sobotę zabrali nas do podwarszawskiej nieużywanej hali i stojącego obok niej komina.
- Jedni lubią zdobywać Himalaje, my lubimy to. W dodatku cała wyprawa kosztowała mnie 3,50 - mówi Włodek Dębowski, który przewodzi wycieczce. Ubrany jest w pomarańczowy robotniczy kask, dres, pomarańczową kamizelkę ze srebrnymi pasami. Opowiada, że od czasów liceum dużo chodzi po "nieatrakcyjnej" Warszawie. Mieszka na Woli, byłej dzielnicy robotniczej, więc najlepiej zna jej działki, zapuszczone kamienice.
Miejsca z napisem: "Wstęp wzbroniony" działają na wycieczkowiczów jak magnes. Jednak Włodek zaznacza, że nie ma to nic wspólnego z chuligaństwem, dewastacją.
- Chcemy przywołać nastrój filmu "Stalker", wierszy Tuwima, Białoszewskiego, czyli przygody i mistycyzmu - tłumaczy. Sam organizator, gdy nie chodzi na wycieczki, śpiewa w zespole Łąki Łan.
Warszawska Turystyka Ekstremalna nie jest sformalizowaną grupą. Na wycieczki znajomi przyprowadzają znajomych. O kolejnych wyprawach informują się przez e-mail.
Gdy wyprawa dociera na miejsce wycieczkowicze piją alkohol. Kiedy pytam Włodka, czy nie boi się, że po takim rozluźnieniu ktoś spadnie, wdrapując się np. po drabince, odpowiada, że na sobotnią wyprawę zabrał tylko zaufane, sprawdzone osoby.
Mówi, że kto nie będzie czuł się na siłach - na pewno nie będzie próbował wchodzić.
Przyznaje, że tym razem było wyjątkowo ciężko. Cztery z dziesięciu osób zdecydowały się wspiąć na 250-metrowy komin i weszły. Wchodziły godzinę, drugą godzinę schodziły. Widokiem z góry były zachwycone.
Swoje wyprawy dokumentują - robią zdjęcia, filmy. 14 maja w Jadłodajni Filozoficznej urządzą pokaz materiałów z wycieczek.
Izabela Szymańska, Gazeta Wyborcza
|