www.warszawa.plLogin | Usenet | Klub | Linki
Tematy: AdministracjaHistoriaLudzieSpołecznośćGeografiaArchitekturaRozrywkaRozwójPrzyrodaTurystykaGastronomiaMediaEdukacjaKomunikacjaBezpieczeństwoSportUsługiKulturaProblemyPraca
Extra: MapaPanorama ▪ Wydawnictwa ▪ UE ▪ Galeria
reklama
Warszawa
 
2004-11-09, 09:00
Wstęp Wolny (Strefa Redakcyjna)
 (Wstęp wolny -:))
Od redakcji Wstępu Wolnego


Aha, przy okazji: dziękujemy Asi i nieznanej osobie związanej z Domem Kultury Praga za dodawanie niusów.

Aha, tak wogóle - przyjrzyjcie się nam na tych zdjęciach powyżej i dobrze zapamiętajcie. Jak zobaczycie nas na jakieś imprezie, powiedzcie "cześć", będzie nam miło.

Aha, doszło do nas, że odbywają się warsztaty pisania ikon. Już się zaczęły, ale chyba można się jeszcze dołączyć:
"
Wiecej szczegolowych informacji podalby z cala pewnoscia brat Mariusz Skowronski OP, ktorego mozna sprobowac scigac w klasztorze:
nr telefonu: 843 62 11
"

Do redakcji Wstępu Wolnego
----------------

W tym tygodniu napisał do nas (tradycyjnie) Ziutek i Aśka.
Ziutek był na spacerze w Kampinosie:

31-go października korzystając z linii 281 jeżdżącej z okazji Święta Zmarłych tradycyjnie z Wilusia (pl. Wilsona) do Palmir i Pociechy wyruszyliśmy (w sile trzech osób: Ginia fuJarek Ethnotrans i ja) na w zamierzeniach krótką trasę po Kampinosie. Wysiedliśmy nie jak dotychczas w Pociesze ale przy cmentarzu w Palmirach. Po chwili zadumy tamże ruszyliśmy żwarko krótkim czerwonym szlakiem do Ćwikowej Góry a stamtąd zielonym do Zaborowa Leśnego - m.in. przez wiatrołomowy i chyba wciąż zamknięty (ale z tego co widziałem, to nikt tego zakazu nie respektuje) rezerwat "Cyganka" - połamane wichurą drzewa na sporym obszarze przypominają trochę pobojowisko po bitwie sprzed Mieszka I - i przez powstańczą mogiłę z 1861-go roku. W Zaborowie Leśnym (czytaj: dwie chaty z dużym masztem radiowo-krótkofalarskim) las z typowo kampinowskiego piaseczku zmienił się w bagienne groble zasypane jesiennymi liśćmi a wśród nagich konarów świergoliły intensywnie jakieś małe ptaszki.
Niedługo potem bagna skończyły się i zaczęła zwykła piaskowa droga wyraźnie wyjeżdżona samochodami i dość ruchliwa tego dnia, którą dotarliśmy do Wyględ Górnych. Trzy rozpadające się chaty na skrzyżowaniu dróg wciąż stały ale jedna z nich robiła wrażenie, jakby dach zapadł się jeszcze bardziej - tym razem dostrzegłem jednak, że kiedyś była pomalowana na jasnoniebiesko. Chwilę potem dotarliśmy do murowanego domku, który tym razem był otwarty i dziwnie czysty jak na nieużywaną od dawna posiadłość. Tajemnica rozwiązała się chwilkę dalej przy kolejnej chacie, która okazała się być pod opieką przewodników... TPNu. Tam miła pani wyjaśniła nam, że w murowanym domku nadal ktoś mieszka (!). Do Roztoki nie poszliśmy - czas na to nie pozwalał - ale za to weszliśmy głębiej w resztki wsi Ławy - gdzie oprócz ruinki piwniczki i sterczących smutno słupów potelefoniczno-poelektrycznych (na jednym zachowało się gniazdo bocianie) nie było nic - ino zarośnięte pola... Może kiedyś tu wrócimy i pójdziemy jeszcze dalej - może coś się jednak zachowało.
Antonówek też już nie było - tylko kilkanaście wyschniętych i zmurszałych jabłuszek na bezlistnych już przed zimą jabłonkach...

Po krótkim popasie cofnęliśmy się do Zaborowa Leśnego i tam trza było dokonać wyboru:

- czy wracamy do 281 tak jak przyszliśmy
- czy idziemy 12 kilometrów z hakiem do Lasek szlakiem niebieskim
- czy idziemy 4 kilometry do Truskawia szlakiem żółtym

Wybór padł na trzecią opcję z powodów możliwości niedługiego zapadnięcia zmroku i wybitnej niechęci wracania tą samą drogą. Szlak do Truskawia to w zasadzie analogia typowej, szerokiej ścieżki w Lesie Kabackim - ino bez ławeczek i mniej uczęszczana. Mniej więcej w 2/3 trasy nagle rozpoczął się kawałek dokładnie wybrukowany, który skończył się około 300 metrów dalej i do samego Truskawia doszliśmy zwykłą, ubitą ziemią. Autobus właśnie odjeżdżał z pętli...

My jednak nie łapaliśmy go (ani następnego) tylko po zaciągnięciu języka w pobliskim sklepie spożywczym ruszyliśmy przez Truskaw w celu dotarcia do drogi, która miała nas poprowadzić aż na warszawskie Boernerowo. W tak zwanem międzyczasie zdążyło zrobić się ciemno i odbicie na Babice minęliśmy bezwiednie orientując się w sytuacji dopiero minąwszy Izabelin.
Niezrażeni poszliśmy dalej i niezadługo wylądowaliśmy w Laskach, tuż u wylotu szlaku niebieskiego - znaczy się tak miało być ;-))) Potem już tylko ciągnące się troszeczkę Mościska i po minięciu tabliczki "Warszawa"
złapaliśmy 110, które zawiozło nas na Wilusia... Okazało się, że z planowanego krótkiego spaceru przeszliśmy trasę około 25-ciokilometrową.

V.Ziutek

------

Ziutek był też na koncercie Karbido w Kordegardzie.

28-go października, w ciepły, jesienny czwartek, w stołecznej Galerii Kordegarda (w ramach comiesięcznych darmowych koncertów czwartkowych ;-)
) wystąpiła wrocławska formacja Karbido, powstała niedawno ale mająca w składzie muzyków z kapeli Kormorany, która gra nie od dziś. I to było słychać - zaczęli eksperymentalnym ale melodyjnym jazzem domieszkowanym rockiem który bardzo płynnie przeszedł w etno-jazz utrzymany w klimacie bałkańskim - ale wciąż było to brzmienie alternatywno-jazzowe. Z czasem przechodzili w noise'owe łojenie, które przypominało mieszankę folk-jazz-deathmetal i jazz-hardcore bliższą już klimatom Hasidic New Wave czy nawet Disharmonic Orchestra. Technika gry - bez zastrzeżeń, dorodny perkusista łamał rytmy jak trza, jazz mieszał się z yassem i pochodnymi rocka czas jakiś, publiczność rytmicznie falowała aż w pewnym momencie rozległy się dźwięki fujarki i Karbido zapodało białoruską szcziedriwkę "Dobry wieczier, doma" opartą na jazz-folkowym transie bliskim Ur'ii a zaraz potem rozległa się nuta na wskroś klezmerska.
Końcówka koncertu to raczej jazz-metal i jazz-core a bis - to typowy ethno-trans z fujarką pasterską zamiast wokalu... W sumie większość kawałków była instrumentalna aczkolwiek zdarzały się raz na jakiś czas utwory wokalne - chociażby wymieniona szcziedriwka czy klimaty jazzowo-alternatywnej poezji śpiewano-melorecytowanej lub wykrzyczany schizo-jazz o potworach wychodzących z odchłani oceanicznych. Miłe było także to, że muzyka Karbido zawiera bardzo dużo elementów folka i etno mimo, że nie stanowią one podstawy ich muzyki a jedynie uzupełnienie większej całości. W każdym razie warto było ich usłyszeć.

Pozdrawiam serdecznie
V.Ziutek

----


No i jeszcze na Łemkowskich Impresjach był Ziutek:

Warszawskie "Łemkowskie Impresje"

W minionym tygodniu w Warszawie trwały Łemkowskie Impresje na które, dzięki staraniom organizatorów w większości wstęp był wolny.
Inauguracja miała miejsce w Galerii Cafee na Zamoyskiego 36 (dawna rogatka obok Wedla) gdzie 18-go października miał miejsce wernisaż młodej, łemkowskiej fotograf Anny Doszny. Kameralna Galeria w dniu wernisażu praktycznie pękała w szwach, atmosfera była bardzo miła a świetne fotografie Ani powiszą w galerii do 30-go października więc warto się wybrać i zobaczyć Łemkowynę uchwyconą zgrabnie w kolorowych fotografiach.

Dzień później w ursynowskim NOKu odbył się koncert pieśni łemkowskich w wykonaniu Julii Doszny, jednej z czołowych postaci kultury Łemków i najznakomitrzej łemkowskiej bardzini - koncert zgromadził ponad 200 osób, którzy wiedzieli po co przyszli a po koncercie odbyły się śpiewanki które trwały do późna. 19-go października odbyła się także specjalna, łemkowska edycja Ethnotrans Sound System w klubie Diuna, gdzie fuJarek zaprosił do wspólnego grania lirnika Maćka Cierlińskiego oraz Emilkę z Gości z Nizin i folkową Miriamkę. Koncert wypadł bardzo multi-kulti, doszło do połączenia muzyki improwizowanej, orientalnej, dawnej i łemkowskiej a na deser Emilka z Miriamką zaśpiewały "Sywają Zazulę" i "Zorię"
jako jeden kawałek do ethnotransowych podkładów etnicznych. Potem DJ V.Ziutek (czyli ja ;-))) ) puszczał z płyty muzykę łemkowską a impreza trwała do pierwszej w nocy.

Kolejne dni "Łemkowskich Impresji" to spotkanie z obrazami Nikifora w Muzeum Etnograficznym (z oprowadzaniem po wystawie), spotkanie z literaturą łemkowską - z poezją w Centrum Kultury Słowiańskiej (na spotkanie przybyła specjalnie Emilia Łuczak - młoda, współczesna poetka łemkowska) i z prozą (promocja świetnej książki "Z łemkowskiej skrzyni" będącej zapisem kultury Łemków stworzonej przez trzy pokolenia zwykłych ludzi) w Pałacu Kazimierzowskim, gdzie doszło do zażartej dyskusji... W piątek, 22-go października w klubie podróżniczym Jarema pokaz slajdów z Łemkowszczyzny Iwony i Jurka Maronowskich (znanych warszawskich podróżników) przyciągnął takie tłumy, że ci, którzy się spóźnili musieli odejść z kwitkiem!

Oprócz tego odbyła się impreza biletowana (ale dzięki staraniom organizatorów bilety były bardzo tanie) - w klubie Traffic zagrała Werchowyna i... białoruska WZ Orkiestra ze specjalnie na Łemkowskie Impresje przygotowanym materiałem muzycznym z Łemkowszczyzny i Polesia. A już 29-go października w Domu Sztuki na Ursynowie suplement do dni łemkowskich - specjalny pokaz filmu "Mój Nikifor" i spotkanie z reżyserem, Krzysztofem Krauze - impreza co prawda jest biletowana ale w porównaniu do cen w kinach te 10zł nie powinno stanowić problemu - zwłaszcza, że będzie obecny reżyser a po projekcji odbędzie się klub dyskusyjny.

V.Ziutek


----------------------

A Aśka (brawo, wreszcie relacja!) była na Festiwalu Muzyki Dawnej:

Dziś czyli w niedziele 31.10 w kościele środowisk twórczych można było usłyszeć XVI- wieczną Missa Papae Marcelli Palestriny - w ramach Festiwalu Muzyki Dawnej. Wstęp był oczywiście wolny i prawdopodobnie dlatego tez zainteresowanie było bardzo duże. W pierwszym momencie, gdy zobaczyliśmy tłumek czekający na wejście podupadliśmy na chwile na duchu, ale wkrótce okazało się, że krzesełek wystarczyło dla wszystkich i mogliśmy słuchać muzyki w warunkach komfortowych. Sam utwór jest rzeczywiście bardzo piękny.
Z krótkiego i treściwego wprowadzenia dowiedzieliśmy się, że jego wykonanie na Soborze Trydenckim zdecydowało o dalszych losach polifonii w sakralnej muzyce renesansu. Dzisiaj wysłuchaliśmy go w wykonaniu zespołu pięciu męskich głosów - cos wspaniałego!
Niestety, w związku ze zbliżającym się Dniem Zausznym dwa razy muzykę przerywała recytacja "Trenów" Kochanowskiego, co wydaje mi się pomysłem kiepskim, ale muzyka warta była wysłuchania nawet tej recytacji. Oby więcej takich koncertów! ASIA

-------------------------------


Tam byliśmy

------

2004.10.30, maraton teatralny w domu kultury w Zielonce

Jak nie chodziliśmy nigdzie z Ulą to nie chodziliśmy, ale jak się w ten weekend wybraliśmy to już na całego. Pisaliśmy w zeszłym numerze, że wybieramy się do Zielonki na maraton teatralny - i tak też zrobiliśmy.
Jechaliśmy rannym pociągiem z Wileńskiej, dwanaście minut pociągiem i już na miejscu. Jacyś ludzie też przyjechali tym pociągiem na maraton, bo też jak my stali potem przy planie miasta koło stacji i szukali ulicy Literackiej. Ciekawi nas do tej pory, że może to byli czytelnicy WW? Ej?
Czy to byliście wy? Widzieliście nas - chłopak z rowerem i szmatławym plecakiem i drobna czarna dziewczyna? Jeśli tak, to napiszcie.

No właśnie, a potem przeszliśmy sobie na spokojnie przez Zielonkę (nie ma to jak weekendowa wycieczka, a pogoda była ładna) i trafiliśmy do domu kultury. A tam już zaraz się zaczęło. Jak się o jedenastej rano zaczęły przedstawienia, to trwały i trwały, jedno po drugim... Nie za długie, więc nie usypiały, jedne lepsze, inne gorsze.

Zaczęło się od "Naszej małej stabilizacji" na podstawie Różewicza (Teatr Alegoria MOK w Ząbkach). Takie standardowe przedstawienie z domu kultury. Poprawne. Nawet chwilami przyjemnie się oglądało, i ciekawie.

Potem było przedstawienie, ale nas na nim nie było. Bo jak facet powiedział, że będzie krótka przerwa techniczna, to wyszliśmy na powietrze, a że nie było wiadomo, ile potrwa, to się spóźniliśmy i nie chcieliśmy już z rabanem wchodzić na salę, więc poszliśmy po czekoladę.

Potem była "Zabawa" na podstawie Różewicza (Teatr Paradox Zespół Szkół nr 19 Warszawa). Reżyserem tego przedstawienia był ten facet, co oprowadzał nas po teatrze, jak w teatrze Powszechnym były drzwi otwarte, co zapowiadaliśmy w numerze 20040923 (a potem nie napisaliśmy relacji).
W każdym razie przedstawienie było naprawdę niezłe, na poziomie teatralnym a nie domokulturowym. Naprawdę grali a nie występowali.

A potem były Madonny (Teatr Nic Pewnego GOK Piaseczno). Takie przedstawienie, jakich się właśnie na takim maratonie spodziewałem.
Cztery dziewczyny ubrane w czarne szaty, punktowe światło i robią dziwne rzeczy - kroją chleb, chodzą, wiążą chustki. Przedstawienie zrobione dobrze, dopracowane, ładne, ale ja po prostu takich przedstawień nie lubię.

Wolę rzeczy w stylu "Na wyspie" teatru "Parabuch" - porządne standardowe, nie za długie przedstawienie. Konkretna, jasna, czytelna historia.

Ale całkiem mi i Uli nie spodobała się następna rzecz - "Animowanie"
teatru "2 słowa". Jakbym widział to jako skecz na wieczorku zapoznawczym na wczasach to może nawet biłbym brawo, ale na maratonie teatralnym? A dziwne to, bo ci sami aktorzy występowali w kolejnym przedstawieniu, jako część kompanii teatralnej "Mamro", pod tytułem "Scenki z życia wzięte". Ho-ho, to było udane. Sprawnie zrobione, przyjemne, czytelne, ładne, nieprzerysowane, gdzie trzeba to śmieszne, dobrze zagrane. I chwalę wcale nie dlatego, że występowała tam moja była koleżanka z pracy, którą z zaskoczeniem spotkałem w Zielonce.

A potem pojechaliśmy już z powrotem do Warszawy, bo tego dnia była u mnie impreza, na której zresztą było przynajmniej czterech czytelników WW.

2004.11.01, na grobach

Pisaliśmy przecieżw poprzednim numerze, żeby w poniedziałek wybrać się na cmentarz, ale nie spodzioewaliśmy się, że aż tak nas posłuchacie. Na Powązkach był taki tłok, że w niektórych miejscach aż trudno było się przecisnąć. Ja żałuję, że mimo mapki nie udało nam się znaleźć grobu Prusa (tak, wiem, że naprawdę nazywał się Aleksander Głowacki, ale i tak go nie znaleźliśmy).

A potem (po Powązkach) poszliśmy na cmentarz żydowski i trafiliśmy akurat na faceta w jarmułce, który oprowadzał (świetnie oprowadzał!) po cmentarzu, mówił o zwyczajach, tłumaczył symbole, opowiadał historie, pokazywał, kto tam leży (wszyscy to Żydzi!). Naprawdę było warto.

Morał: słuchajcie naszych porad, jak radzimy, żeby wybrać się na cmentarz, to idźcie.

dodał/a: Michał Pawlik
źródło: Wstęp wolny -:)
Ludzie Fundacji | Wydawca | Informacje prasowe | Ochrona prywatności | Reklama | |
© 2002 Fundacja Promocji m. st. Warszawy Hosted by jHosting.pl - Java Hosting