| 2004-09-28, 11:25 Ostatnie lata polskiego Jamesa Deana |
Zapraszamy na wystawę prac Andrzeja Wróblewskiego, która potrwa do 3 pażdziernika w Królikarni.
Andrzej Wróblewski ma w sobie coś z Jamesa Deana polskiej sztuki nowoczesnej. Był mniej więcej rówieśnikiem "Buntownika bez powodu", należał do "straconego pokolenia", umarł młodo, zostawił po sobie legendę, stając się jednym z symboli swojej generacji. Na wystawie w Królikarni oglądać można prace z dwóch ostatnich lat twórczości Wróblewskiego. Nie brakuje wśród nich rzeczy - nie bójmy się tego słowa - wielkich. Kiedy patrzy się na te prace, trudno uwierzyć, że w chwili śmierci Wróblewski był w wieku, w którym wielu innych zaczyna dopiero robić w sztuce coś poważnego.Gdyby ktoś chciał wybierać najważniejszego polskiego malarza II połowy XX wieku, kandydatura Andrzeja Wróblewskiego byłaby bardzo trudna do przelicytowania. Burzliwa kariera artysty, kojarzonego najczęściej ze wstrząsającym cyklem "Rozstrzelań", trwała zaledwie kilka lat, których większość przypadła na ekstremalnie trudną dla sztuki epokę stalinowską. W tym krótkim czasie Wróblewski zdążył rzucić wyzwanie dominującej w Polsce pierwszych lat powojennych estetyce kolorystów, podjąć próbę włączenia się w socrealizm i wrócić do tendencji awangardowych. W rezultacie tych dramatycznych poszukiwań w połowie lat 50. artysta został na scenie polskiej sztuki sam. Przez tradycjonalistów uważany był za "barbarzyńcę", na oficjalnego artystę socrealistycznego był zbyt dużą i ciekawą indywidualnością. Po politycznej odwilży roku 1956 możliwości działania odzyskali wyznawcy nowoczesności, ale Wróblewski nie mieścił się do końca również w ich programach. I wtedy właśnie zaczyna się ostatni, być może najciekawszy okres twórczości Wróblewskiego, który przedstawia wystawa w Królikarni.Po swojej nieudanej przygodzie socrealistycznej, Wróblewski porzucił utopię tworzenia "sztuki dla mas", malarstwa uspołecznionego i powszechnie zrozumiałego. Dwa ostatnie lata życia artysty to czas, w którym w jego twórczości pojawia się z jednej strony dążenie do abstrakcji, a drugiej strony tendencje surrealistyczne. To także czas przywiezionej z podróży do Serbii fascynacji duchowością prawosławia, a przede wszystkim okres figuratywnego malarstwa naznaczonego niespotykanym w polskiej sztuce niepokojem egzystencjalnym. Symbolem tego ostatniego są słynne "Ukrzesłowienia" - obrazy, na których ludzie niepostrzeżenie zmieniają się w przedmioty. Siłę i dramatyzm późnych prac Wróblewskiego można śmiało porównać z twórczością Bacona. Kiedy patrzy się na ostatnie dzieła autora "Rozstrzelań", nie sposób nie myśleć o tym, co Wróblewski mógłby namalować, gdyby w 1957 nie poszedł w Tatry na samotną wyprawę, z której już nie wrócił. Miał wtedy zaledwie 29 lat.
Królikarnia, Andrzej Wróblewski Przekształcenia 1956-1957
do 3 października
|