| 2004-09-27, 11:51 Świat Witolda Gombrowicza w Muzeum Literatury |
Grzechoczący wóz z rodzinnymi fotografiami, nazwiska wieszczy na różowych poduchach i walizki pływające w wodzie.
To tylko niektóre atrakcje wystawy "Ja, Ferdydurke..." otwartej 26 wrzesnia w Muzeum Literatury (Rynek Starego Miasta 20).
Gombrowicz uważał muzea za miejsca arcynudne i przyprawiające o ból głowy. Ekspozycja "Ja, Ferdydurke..." sprawiłaby mu niespodziankę. To jedno z najciekawszych przedsięwzięć wpisanych w obchody setnej rocznicy urodzin pisarza.
Jego dzieła stały się inspiracją do wykreowania wielowymiarowej, intrygującej przestrzeni. Podróż po jego świecie zaczyna się i kończy w sali dzieciństwa, w której wykluwa się gombrowiczowskie "ja". Tytułowe "ja" pojawia się w wybranych cytatach i aranżacjach. Choćby w naturalnych rozmiarów wozie, ustawionym na tle fotogramu pokazującego rodzinny dom pisarza. Obracana skrzynia, grzechocząc głośno, odsłania fotografie - na przemian dorosłego i małego Witolda. Bohatera dojrzałego i niedojrzałego, jak w "Ferdydurke", któremu poświęcone jest kolejne pomieszczenie. Wypełnia je stos puchowych poduch - w sam raz do walki dla niepokornych gimnazjalistów. Na ścianach pojawiają się sztubackie rysunki i cytaty.
Do następnej sali - mrocznej, ale połyskującej wodą - prowadzi zastawiony domowymi sprzętami przedsionek. To przeszłość, którą trzeba zostawić, wkraczając na pokład "Transatlantyku". Rzutnikowe obrazy oświetlają basen, po którym pływają otwarte walizki ze skromnym emigracyjnym dobytkiem. Kolejne pomieszczenie, odsyłające do "Ślubu", wyróżniają metalowo-marmurowe konstrukcje i lodówka z osobistymi pamiątkami. Z sali "Kosmosu", wypełnionej błyskami dyskotekowej kuli, wracamy do punktu wyjścia.
Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza Rynek Starego Miasta 20, 26 września - 31 grudnia 2004
|