| 2004-09-15, 09:00 Potęga (złego) smaku |
"Potęga wyobraźni", "najsłynniejszy polski malarz na świecie", "demiurg fantastycznych światów". Nawet Wojciech Siudmak musi być zaskoczony entuzjazmem z jakim spotyka się w ojczyźnie twórczość Wojciecha Siudmaka. Trwające od roku wystawowe tourne mieszkającego od 40 lat we Francji malarza, dotarło do Warszawy. Na wystawę walą tłumy, których nie zniechęcają kosztujące 18 zł bilety. Kto by jednak liczył pieniądze, kiedy stawką jest obcowanie "z Nowym Dalim", ba! "Michałem Aniołem science fiction"?
Na stronie internetowej Siudmaka czytamy, że w jubileuszowym roku 2000 zorganizowano mu wystawę "na prestiżowej i jakże emblematycznej wieży Eiffla". Warszawski finał triumfalnego objazdu artysty po Polsce odbywa się w prestiżowej i jakże emblematycznej Podchorążówce w Łazienkach. Być może lepszą lokalizacją byłby Pałac Kultury, bo malarstwo naszego sławnego rodaka ma w sobie coś z surrealistycznego rozmachu i estetycznej brawury tego gustownego gmachu. "Fantastyczne światy" Siudmaka to zazwyczaj bezkresne, świetliste przestrzenie. W powietrzu unoszą się tu różne rzeczy, np. malownicze ruiny klasycznej architektury, statki-widma, a zwłaszcza piękne, nagie kobiety oraz muskularni młodzieńcy zajęci rozmaitymi mitologicznymi przedsięwzięciami w rodzaju strzelania z łuku do gwiazd. Kosmicznym ekscesom głębi dodaje sugestywna symbolika - w kamiennych przepaściach skały układają się w kształt ludzkich twarzy, w nierealnych pejzażach straszą trupie czaszki i zwierzęco-ludzkie hybrydy, a nawet gigantyczne kieliszki do wina. Nad wszystkim fruwają planety - prawdopodobnie następne "fantastyczne światy". Siudmak urzeczywistnia te zdumiewające wizje za pomocą środków z repertuaru Salvadora Dali - stosuje fotorealistyczną technikę malarską do przedstawiania "dziwnych rzeczy" w stylu kobiety z drzewami zamiast nóg. Podobnie jak u Dalego z jego topiącymi się zegarami, u Siudmaka ciągle coś mięknie, przelewa się, wyłania, bądź rozpływa w powietrzu. Po raz pierwszy spotkałem się z dziełem Siudmaka jako wczesny nastolatek na łamach miesięcznika Fantastyka. W moim ulubionym podówczas piśmie była mowa, że artysta jest wziętym ilustratorem wydawnictw fantasy i s-f - znanych skądinąd z estetycznego wyrafinowania. Teraz Siudmak przybywa do Polski jako "czołowy" przedstawiciel "realizmu fantastycznego", bez wątpienia spadkobierca Dalego, ale także takich artystów jak Magritte, Max Klinger, a nawet Michał Anioł. Wspomniani gentlemani, szczególnie Bounarotti, nie żyją, nie dowiemy się więc, co myślą na temat sztuki swego sukcesora. Sukcesor tymczasem pojawia się objęty patronatem najważniejszych polskich mediów, uhonorowany specjalnymi dodatkami do gazet i wspierany przez komitet honorowy, w którym znaleźli się m.in. polski minister (kultury i sztuki), francuski kosmonauta, reżyser Luc Besson, państwo Pendereccy, laureat Nagrody Nobla w dziadzienie medycyny Jean Dausset, słynny astronom profesor Wolszczan, aktor Andrzej Seweryn oraz Warren Liberfarb - człowiek "uważany za twórcę DVD".
Wiadomo, że sztuka współczesna męczy widza trudnymi do pojęcia konceptami, dziwaczną estetyką, podejrzanymi, przewrotnymi intelektualnie konstrukcjami. Jak okropnie męczy uzmysławiają jednak dopiero takie wydarzenia jak niedawny desant posągów Igora Mitoraja, czy aktualne objawienie "fantastycznych światów" Siudmaka. To artyści, którzy nie męczą. Dostarczają nareszcie głodnej kultury publiczności strawy, którą można łykać bez uprzedniego przeżywania. Siudmak mówi w jednym z wywiadów, że "na wystawy sztuki konceptualnej nikt nie chodzi". Na jego wystawie stoi się w kolejce po bilety, aby zobaczyć "potęgę wyobraźni" - nawet jeżeli jest to potęga i wyobraźnia na miarę trzynastoletniego fana "Wojowniczej księżniczki Xeny".
Łazienki-podchorążówka, Wojciech Siudmak, Fantastyczne światy
|