|
| 2004-09-03, 09:00 34 dzień Powstania |
|
3 IX 1944 niedziela (Alianci zdobywają Brukselę) wschód słońca 6.06, zachód 19.36, średnia temperatura powietrza 16 °C, pochmurno, wieczorem deszcz
Natarcie niemieckie na Powiśle i Śródmieście-Północ. W szturmie biorą udział wypróbowane na Starówce oddziały płk Schmidta i brygada SS - "Dirlewanger".
Po przybyciu ze Starówki oddziałów AK, dowodzenie Powiślem objął mjr "Róg".
Na Powiślu silnym ostrzałem artyleryjskim Niemcy "przygotowują grunt" pod teren mającego nastąpić szturmu generalnego.
Równocześnie wzmaga się ich nacisk na pozycje w Śródmieściu-Północ.
Piechota niemiecka naciera ostro na ul. Traugutta, Mazowiecką, Królewską i odcinek Grzybowskiej od Wroniej i Ciepłej.
Radio nie nadaje audycji z powodu silnych bombardowań.
------------------------------
Trzeci września był piątą niedzielą Powstania.
Obrońcy Królewskiej 16 obserwowali ataki Niemców na domy, obsadzone przez żołnierzy ze Zgrupowania majora „Bartkiewicza", i z pewnością wspomagali ich ogniem z górnych pięter. Ale jak się stało, że kilku Niemców weszło do budynku przez wyłom w ścianie od strony Ogrodu Saskiego, a kilkunastu z bronią gotową do strzału stanęło pod murem, tego żaden z żyjących obrońców po latach nie potrafił wyjaśnić. W momencie, kiedy Niemcy weszli, wyłom nie był pilnowany.
Zbliżało się południe. „Ludwika Mariańska" przygotowywała zupę dla załogi w kuchni przy sali restauracyjnej. Odruchowo podniosła głowę i zobaczyła w oknie przeciwległej oficyny niemieckiego żołnierza, mierzącego do niej z karabinu. Przycisnęła mocno do piersi żelazny garnek i w tym momencie padł strzał. Kula odbiła się rykoszetem od garnka. Wie pan - powiedziała mi w maju 1983 roku - «Doktor Olgierd», nasz lekarz z Próżnej 14, miał zdolność wróżenia z ręki. Któregoś dnia, jeszcze w sierpniu, popatrzył na moje linie papilarne i powiedział: «Sądzone pani długie życie, może się pani nie bać kul»." Kilkanaście osób stojących w bramie i w oknach widziało, jak na odgłos strzału z pokoiku na parterze wybiegł podporucznik „Jadźka". Prosto pod kule wystrzelone z pistoletu maszynowego, wystawionego przez zakratowane okienko w narożniku podwórza. W sekundę, może dwie później wybiegła z nim sanitariuszka „Nina". Zanim seria pocisków z tego samego pistoletu maszynowego przerwała jej życie, krzyknęła tak boleśnie, jak potrafi tylko kobieta na widok śmierci ukochanego.
Przerażone sanitariuszki i łączniczki zbiły się w gromadkę na klatce schodowej przy wannie. Nad nimi byli Niemcy. Któryś z nich musiał usłyszeć jakiś szmer, gdyż w chwilę później rzucił granat z drewnianym trzonkiem. Granat wpadł do wanny i eksplodował z hukiem. „Ludwika Mariańska" pamięta doskonale, że wanna aż podskoczyła do góry, ale się nie rozerwała. Żadnej z kobiet nic się nie stało, były tylko mocno przestraszone i ogłuszone.
Na klatce schodowej przy bramie zgromadziło się kilkanaście osób. Przy sanitariuszce „Soból" stał chłopak z pistoletem i patrząc na schody powtarzał: „Mam dwa naboje, jak wpadną - jedna kula dla ciebie, druga dla mnie". Nie wpadli.
Na stojących pod murem oficyny od Ogrodu Saskiego Niemców, czekających na sygnał do wejścia, podchorąży „Jacek" rzucił jeden po drugim sześć granatów. Żaden nie wybuchł. W chwilę później zrobiło się cicho. Na podwórzu leżał z potrzaskaną i zakrwawioną lornetką dowódca samotnej placówki, tuż przy nim, z warkoczem owiniętym dookoła głowy - „Nina". Leżeli tak kilka godzin. Pochowano ich w szafie zakopanej na rogu ulicy Bagno i placu Grzybowskiego, po wojnie ekshumowano i przeniesiono do jednej mogiły na Cmentarzu Bródnowskim.
W 1959 roku plutonowi rezerwy „Ślimak" i „Zawada II" napisali do Komisji Środowiskowej baonu „Kiliński" list, w którym proszą o rozpatrzenie, czy słuszne jest umieszczenie na liście poległych żołnierzy Janiny Chrzanowskiej (ps. „Nina") jako sanitariuszki 9 kompanii: „Opinia innych kolegów jest taka, że Janina Chrzanowska znalazła się w szeregach 9 kompanii jedynie ze względów uczuciowych w stosunku do porucznika «Jadźki». Możliwe, że za wpisaniem jej na listę poległych przemawiać będą fakty, iż udzieliła swego mieszkania na punkt zborny części naszego plutonu, skąd rozpoczęliśmy akcję (róg ul. Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej) oraz pomagała lekarzowi kompanijnemu w ambulatorium przy ul. Próżnej 14 od ok. 20 sierpnia 45.
Czy „Jadźka" z „Niną" zginęli w niedzielę 3 września? Brakuje na to potwierdzenia w dokumentach, pozostały tylko relacje, według których mogło się to wydarzyć także 4 i 5 września. A co przemawia za przyjęciem wcześniejszej daty?
Po śmierci podporucznika „Jadźki" dowództwo placówki Królewska 16 objął plutonowy podchorąży „Kowalski". Według relacji m.in. „Wójcika" i „Zygmunta", „Kowalski" dowodził placówką przez jeden lub nawet dwa dni (po latach „Wójcik" twierdzi, że „Kowalski" zginął w poniedziałek, 4 września). Następnego dnia ukazał się komunikat Biura Informacji i Propagandy AK, który podawał: "najsilniejsze natarcia niemieckie kierowały się z Ogrodu Saskiego na Królewską oraz z Ciepłej na Grzybowską".
Było południe. Podchorąży „Rybitwa" wrócił bardzo zmęczony do kwatery przy Próżnej 14 po trzydziestogodzinnej służbie na posterunku przy ulicy Grzybowskiej. „W czasie zdawania relacji «Romańskiemu» - wspomina po latach zasnąłem. Nagle przez sen słyszę krzyk, wpada do pokoju Danka - «Siódemka» i woła, że Niemcy na Królewskiej. Na kolanach trzymałem schmeissera, obok mnie stał podchorąży «Kowalski». Chcę się podnieść, ale «Kowalski» porywa mi broń z kolan, krzyczy: «Stachu, daj mi, ja pójdę!» I wyskakuje na podwórze. W chwilę później pada strzał, podbiegam do drzwi i widzę może siedmioletniego chłopca leżącego na podwórzu z przestrzelonym kolanem i rozpaczającą nad nim matkę, która nawet nie wie, skąd padł strzał. Mój schmeisser był odbezpieczony, «Kowalski» nie mógł o tym wiedzieć, a teraz stoi osłupiały i patrzy na jęczącego z bólu chłopca. «Uciekaj!» - wołam, żeby matka nie zauważyła, że to on. Poderwał się i pobiegł w stronę Królewskiej. W chwilę później na podwórko wbiega Danka z krzykiem: «Kowalskiego» rozerwał granat, nie żyje! Poderwałem chłopaków z Próżnej. Kiedy przybiegliśmy, «Kowalski» leżał w leju bez nóg, z rozszarpanym tułowiem.
" Moment zranienia „Kowalskiego" widział z bramy Królewskej 16 strzelec „Grom II", Skoczył mu na pomoc i kiedy był już obok, rozerwał się następny granat. Z bramy obserwowali tę scenę łączniczka „Mila", podchorąży „Filip" oraz dwaj bracia „Groma II", „Zygmunt" i „Wójcik". Podbiegli z noszami do rannych. „Mila" pamięta, że „Kowalski" był bardzo ciężki i mocno krwawił. „Grom II" miał nogi pocięte odłamkami. „Zygmunt" rozkroił mu nożem zakrwawione `Spodnie. Z poszarpanej kości powyżej kolana wystawał szpik.
„:Mila", „Filip" i jeszcze ktoś odnieśli „Kowalskiego" do punktu sanitarnego przy Próżnej 14, ale nie można już było mu pomóc. Zmarł z powodu odniesionych ran. Natomiast „Groma II" „Doktor Olgierd" polecił natychmiast przenieść do szpitala. Istniała szansa, że przeżyje, jeżeli natychmiast będzie operowany. „Zygmunt", „Wójcik", „Kotek" i „Bronikowski" porwali nosze i pobiegli z rannym do szpitala przy ulicy Wspólnej 27.
W dwa dni później, „Wójcik" wziął przepustkę i poszedł odwiedzić brata. „Grom II" leżał, tak jak go przynieśli, w garażu z innymi rannymi. Szpital ostrzeliwany był przez moździerze dużego kalibru. Jeden z pocisków eksplodował przy garażu, zabijając część rannych. „Grom II" ocalał. Zabrano go stamtąd i ślad po nim zaginął.
------------------------------------
Źródła:
Maciej Kledzik, "Królewska 16", Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1984.
Antoni Przygoński, "Udział PPR i AL w Powstaniu Warszawskim", Książka i Wiedza, Warszawa 1970
Almanach Powstańczy 1944 z kalendarzem na rok 2004, Miasto Stołeczne Warszawa, Warszawa 2003
Witryna Internetowa: http://www.whatfor.prv.pl
| |