|
| 2004-08-02, 09:00 Zdobycie PWPW - Powstanie Warszawskie |
| Dwa pierwsze zdjęcia pochodzą z cytowanej książki "Reduta PWPW" Juliusza Kuleszy |
Pierwsza próba wzięcia gmachu szturmem przez jednostki kpt. ,;Gozdawy" nastąpiła o godz. 2 w nocy, wróg jednak nie pozwolił zaskoczyć się; ostrzelany w niższych oknach przez powstańców, przeszedł na wyższe piętra, skąd raził gęstym ogniem otoczenie gmachu.
W tej nocnej próbie uczestniczyła sanitariuszka „Irena" (Irena Gwóźdź):
„po północy [...] przyjęliśmy rozkaz wyjścia do ul. Wójtowskiej: Parę osób umieściło się w bramach naprzeciwko PWPW, inni na ul. Wójtowskiej. Wybuchła strzelanina. Okazało się, że mimo osłony nocy Niemcy mieli stuprocentową przewagę, byli czujni, nie było mowy o zaskoczeniu, na które liczyliśmy. Mieli możność poruszania się po kondygnacjach bloku, dobre przygotowanie obronne. Strzelali z okien, chroniły ich grube mury, masywne bramy i wysokie ogrodzenie naokoło zespołu bloków. Jednym słowem - twierdza, toteż [...] po pewnym czasie słusznie zrezygnowano z dalszego natarcia"'.
2 sierpnia od rana poczęły więc ściągać pod PWPW jednostki wielu funkcjonujących już na Starym Mieście oddziałów. Około piętnastoosobowa grupa „wigierczyków" przekroczyła wczesnym rankiem ul. Konwiktorską koło stadionu KS „Polonia" i przez park Traugutta usiłowała zaatakować ustawioną przy ul. Wenedów artylerię, która uniemożliwiała dostęp do PWPW od frontu. Grupa ta dostała się jednak pod gęsty ogień piechoty i mając kilku rannych - wycofała się do Konwiktorskiej W rannych godzinach mjr „Pełka" powtórnie telefonuje (nadal ze Śródmieścia) do swoich podkomendnych w PWPW i ponawia rozkaz uderzenia. W tym czasie wzmaga się nacisk na wytwórnię coraz większych sił powstańczych, szykujących się do generalnego szturmu. Załoga niemiecka nadal trzyma przyległe ulice pod ogniem, wsparcia ogniowego udzielają jej Niemcy od strony Cytadeli, ostrzeliwując ul. Zakroczymską. Około godz. 7 na ul. Wójtowskiej (blisko Zakroczymskiej) skoncentrowała się grupa powstańców z baonu „Czarniecki", których do szturmu na tyły wytwórni poprowadzić miał wyznaczony do tego oficer - „Czarny" (sam - z niezidentyfikowanej jednostki), nie zdecydowano się jednak na uderzenie z tego miejsca, wobec niekorzystnych warunków terenowych - bezokienna ściana dawnej oficyny pałacu Sapiehów za plecami nie pozwalała na stworzenie stanowisk ogniowych.
Od strony Zakroczymskiej starano się zaatakować boczną bramę PWPW (A. Borkiewicz błędnie nazywa ją bramą główną), wykorzystując do tego celu furgon, rozwożący pieczywo z pobliskiej piekarni Szmydkego. Mimo takiej osłony, grupka powstańców toczących wóz została skutecznie ostrzelana z górnych okien, zaś autor pomysłu poważnie ranny. Według jego relacji: „na podwórku naprzeciw PWPW stał furgon do rozwożenia pieczywa. [.:.] Zaproponowałem wytoczenie tego furgonu [...] ja chwyciłem za przednie koło [...] Niemcy otworzyli ogień, zostałem ranny w staw skokowy, zakołysałem się i upadłem, odczułem silny ból, nie byłem już zdolny do żadnej akcji, [...] widziałem jeszcze jakiegoś z okrwawioną głową, mnie odniesiono na Nowe Miasto".
Wysłany w rannych godzinach patrol plut. pchor. „Sokoła" (Edward Magnuszewski) z batalionu „Czarniecki" potwierdził, że gmach PWPW' jest obsadzony przez prawie 50 żandarmów z bronią maszynową. 12 . Atak postanowiono przeprowadzić trzema grupami uderzeniowymi: 1) z boku PWPW, od ulicy Zakroczymskiej - oddziałem dowodzonym osobiście przez z-cę kpt. „Gozdawy", kpt. „Ognistego" (Lucjan Fajer), 2) na tyły PWPW, od ul. Wójtowskiej - grupą pod d-twem por. „Wyrwy" (Józef Jasiński), d-cy 4, kompanii baonu „Czarniecki", 3) od - środka, metodą „konia trojańskiego" - grupą PWBl17/S por. „Białego" (Czesław Lech). Ubezpieczenie szturmu stanowić miał I pluton kompanii harcerskiej „Orlęta", nadal zajmujący pozycje w budynku przy Zakroczymskiej 17, na rogu Konwiktorskiej.
„Firmował" całą akcję batalion „Czarniecki" kpt. „Gozdawy", który dał najwięcej żołnierzy, a któremu w okresie tym (i na szereg dalszych dni) podporządkowało się kilka mniejszych jednostek. A oto, ustalony na podstawie wielu relacji, skład sił, atakujących PWPW.
Od Zakroczymskiej: 1) Grupa oficerów i podoficerów batalionu „Czarniecki" (wśród nich kpt. „Dąbrowa" .- Zdzisław Żukowski, por. „Jawor" - Roman Roth, por. „Wrona" - Antoni Zawojski, por. „Czarny" - Jerzy Majranc, st. sierż. „Zator" - Romuald Wanacki, sierż. Mieczysław Pawłowski, plut. pchor. „Sokół", plut. pchor. „Borsuk" - Tadeusz Świątkowski), którzy towarzysząc kpt. „Ognistemu" prowadzili kilkudziesięciu ludzi, głównie z kompanii 5. i 6.;
2) Część drugiego rzutu baonu „Wigry", przybyła z ul. Długiej, głównie z II plutonu 3. kompanii „Edward", powadzonego przez kpr. pchor. „Albatrosa" (Soliński), z czterema sanitariuszkami („Agrypina", „Alina", „AŚka", „Iza") - łącznie około 15 żołnierzy;
3) Pluton z oddziału „P-20", wywodzącego się z Kedywu, przyprowadzony z Kinoteatru Miejskiego (ul. Długa) przez por. „Wacława" (Wacław Staniak) i sierż. „Solidarnego" (Wiktor Gratys), łącznie ponad 30 ludzi w trzech drużynach, dobrze uzbrojonych (około 10 sztuk broni maszynowej i tyleż kb);
4) Przybyły z ul. Sapieżyńikiej 7 prawie piętnastoosobowy oddział z kompanii „Wkra" batalionu „Łukasiński" („Kmicic" - Jan Górzejko, „Kitaj" - Wacław Dołęgowski, „Patachon" - Wacław Kołek, „Pestka" - Stefan Skowroński i inni);
5) Kilkunastu żołnierzy NSZ 1 dyonu art. zmotoryzowanej „Młot" (nazwę mieli wypisaną na opaskach powstańczych);
6) Duża grupa ludzi bez przydziału - powstańcy, obecni przypadkowo, którzy nie dotarli do swoich punktów koncentracji, oraz ochotnicy cywilni mieszkańcy okolicznych ulic.
Dwie ostatnie grupy były prawie nie uzbrojone, względnie zaopatrzone w łomy i siekiery, jednak i wśród nich trafiali się ludzie nawet z bronią długą (karabiny mieli m.in. strz. Ryszard Kawczyński - „Spokojny", strz. Jerzy Kucharski „Gryf", st, strz. Andrzej Stankiewicz - „Granit", kpr. Marcin Szynal - „Klucz", późniejsi żołnierze załogi PWPW). Tłum ochotników był co najmniej tak liczny jak atakujące oddziały, trudno jednak ustalić, o ile liczniejszy, i to właśnie uniemożliwia sprecyzowanie liczby szturmujących. Przyjąć można, że w sumie było ich od strony ul. Zakroczymskiej ok. 250-300
Drugi człon uderzenia - od ul. Wójtowskiej - miał skład następujący: 1) Por. „Wyrwa" prowadził (w asyście kapitanów Korwina-Milewskiego i „Łady" - Mariana Zabłockiego) prawie 20 ludzi ze swojej kompanii (w tym starsi sierżanci Walerian Serafin i Władysław Ciemiński - „Rusik I" oraz plut. pchor. Kazimierz Jeruzalski - „Piorun");
2) Prawie taka sama liczba żołnierzy z 5. i 6. kompanii tegoż batalionu, z por. „Jarem" (Edward Radzikowski), st. sierż. „Leszkiem"(Franciszek Baran), sierż. „Arturem" (Tadeusz Adamczyk) oraz plutonowymi „Domino" (Wiktor Biczyński) i „Kołnierzem" (Stanisław Berkieta);
3) Grupka żołnierzy kompanii „Orlęta" z plut. „Siwkiem" (Mieczysław Masiczak);
4) Por. „Smaga" (Feliks Murawa) z kilkunastoosobową grupą żołnierzy II plutonu 104. kompanii syndykalistów (z podchorążymi: „Nałęczem" - Stanisławem Komornickim i „Teściem" Meczysławem Teisseyre) oraz drużyna z I plutonu (ppor. „Rogoży") tej kompanii, prowadzona przez pchor. „Karola" (Karol Choynowski);
5) Około 15 żołnierzy I plutonu 1. kompanii „Roman" (z „Wigier II"), dowodzonych przez ppor. „Ostoję" (NN);
6) Pięć osób z Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa (ppor. „Zak" - Jan Wyszyński oraz „Ewa", „Florek", „Fred" i „Narcyz");
7) Paru żołnierzy z wydzielonego batalionu „Czwartacy" Armii Ludowej (tego dnia - jeszcze z opaskami AK) z ppor. „Żarłokiem" (Ryszard Suski) i st. sierż. „Herbertem" (Zdzisław Fotek);
8) Podobnie jak na ul. Zakroczymskiej, spora liczba cywilnych mężczyzn z okolicznych domów, nie tak duża jednak, jak tam.
Z budynku przy ulicy Zakątnej 3, największego na tyłach PWPW, wyszło około 30 ludzi z kilofami, łomami a nawet kamieniami. Z tej strony atakowało więc wytwórnię 150-200 szturmujących Nie wszystkie z wymienionych oddziałów szturmowały wytwórnię od pierwszego momentu. Dołączały sukcesywnie, niektóre - gdy bój toczył się już wewnątrz gmachów. Gdy akcje pod wytwórnią - między godz. 11 a 12 - weszły w kulminacyjną fazę i przybrały charakter zdecydowanego szturmu, w krótki czas po tym ruszyła do walki grupa por. „Białego".
Nim to nastąpiło, o rannej porze rozdano dodatkową porcję granatów oraz odebrano trzeci już telefon od mjr. „Pełki", rozkazującego opanować PWPW najpóźniej do godz. 16. Grupa uderzeniowa zebrała się w południe w podziemnej rozdzielni (pod blokiem C, u zbiegu z B i D), skąd rozchodzono się na stanowiska.
Większość żandarmów była porozrzucana w sporych odstępach przy oknach górnych pięter, z których ostrzeliwali powstańców, oblegających gmach, więc posiadanie jednego tylko pistoletu maszynowego nie stwarzało oddziałowi „Białego" żadnych prawie szans przy równoczesnym ataku w wielu punktach. Mając przede wszystkim granaty, postanowiono uderzyć najpierw w jedyne większe skupisko nieprzyjaciela, czyli w wartownię (inaczej - portiernię) przy bramie głównej od ulicy Sanguszki. Niemcy mieli przed wartownią ustawiony karabin maszynowy z kilkuosobową, skupioną przy nim obsługą oraz kilku żandarmów osłony tuż obok, w samej wartowni. Cała ta grupa w napięciu oczekiwała pojawienia się powstańców przed frontem gmachu, chociaż podejście od tej strony uniemożliwiała załoga fortów Traugutta i Legionów, dokąd - po wybuchu Powstania - przesunięte zostały jednostki z Cytadeli.
Zanim ludzie por. „Białego" obsadzili wyznaczone punkty, niespodziewanie - bez walki - wzięto dwóch jeńców. Byli to żandarmi, którzy zapuścili się w podziemne korytarze w poszukiwaniu - jak zeznali później - fabrycznego elektryka (Jurkowskiego). Rozbrojono ich i odstawiono do organizującej się już w przyziemiu bloku E późniejszej komendy. Gniazdo ckm-u przy głównym wejściu osaczono z trzech stron. \Sam por. „Biały" z kilkoma ludźmi (m.in. „Sigis" - Zygmunt Nieciecki i „Rudolf" - Henryk Reingruber) ustawili się na parterze klatki schodowej tzw. dyrekcyjnej, przy wyjściu z niej do sieni za bramą wjazdową, byli więc o kilkanaście metrów od nieprzyjaciela. Grupka z „Rowem" (Roman Marchel) i „Ramzesem" (Stefan Gąsania) obeszła wartownię, aby zaatakować Niemców od tyłu, ze środkowego dziedzińca. Trzecia - z „Kazimierzem" (Józef Medwedowski) - przeszła podziemną kondygnacją do kręconych schodów, którymi szło się na górę do wartowni, aby zablokować im ewentualną ucieczkę do podziemi {co byłoby groźne dla przebywającego tam personelu sanitarnego). Kluczowa rola przypadła „Zalewskiemu" (Antoni Daraszkiewicz), który ulokowany w oknie ponad obsługą ckm-u, rozpocząć miał całą akcję, puszczając na głowy żandarmów potężną wiązkę granatów.
Kilku ludzi rozstawiono jako ubezpieczenie przed nagłym pojawieniem się Niemców z innych części gmachu. Między innymi „Jur" (Jerzy Kowalski) stanął z granatami przy frontowym oknie I piętra, u zbiegu bloków B, C i D, silniejsze ubezpieczenie („Powała" - Tadeusz Osuchowski, „Szkwał" - Tadeusz Styrna oraz Ludwik Straszyński) stanęło w bloku G, od strony żandarmów ostrzeliwujących ul. Zakroczymską.'
Na kilka minut przed planowanym rozpoczęciem, nim jeszcze zdążono dobrze rozlokować się na wyznaczonych stanowiskach, następuje eksplozja, lecz nie są to granaty Daraszkiewicza, a „filipinka" por. „Snopa" (Stanisław Nowakowski), która wybuchła w jego rękach. Poraniony w jamę brzuszną zostaje - jako pierwszy ranny w tej walce zaprowadzony do punktu sanitarnego dr „Rany", pod blokiem F."
Teraz jednak na wartownię sypnęły się granaty. Rzucone z kilku stron jednocześnie, spowodowały panikę wśród żandarmów przy głównej bramie. Dwaj padają na miejscu, rażeni odłamkami, trzeci ginie wewnątrz wartowni, zaś pozostali rzucają się do ucieczki pod frontową ścianą wytwórni - wzdłuż bloku B, kierując się ku wysokiemu, żelaznemu parkanowi. Przebiegają pod stanowiskiem „Jura", który ciska z okna granat i jednego powala. To samo przy innym oknie uczynić chce Bańkowski, ale granat odbija się od listwy okiennej i drobne odłamki ranią rzucającego.
Za umykającymi wypada por. „Biały" - już ze zdobytym karabinem - a obok niego kpr. „Rom" ze swoim szmajserem. Część żandarmów usiłuje jeszcze stawiać opór, ciskają poza siebie dwa czy trzy handgranaty, których odłamki nieszkodliwie kaleczą „Białego", ale trwa bardzo krótko. „Rom" dopada grupy wdrapujących się na ogrodzenie i pociąga po nich krótkimi seriami z automatu. Dwaj spadają, dwaj inni trafieni w momencie, gdy ciała ich nie przeważają ani na lewą, ani a .prawą stronę, pozostają więc unieruchomieni na wysokich sztachetach ogrodzenia.- Niedostatek długiej broni u powstańców pozwala jednak większości żandarmów z tej części gmachu salwować się ucieczką w stronę pobliskiej Cytadeli i do szkoły na Rybakach.
Ze specyficznie warszawskim zabarwieniem wspomina te wydarzenia Stefan Gąsania:
„I tak o godz. 12 drugiego sierpnia zaczęła się polonie na Niemców po korytarzach wytwórni. Przez kilka minut byliśmy prawie bez broni i amunicji. Wydostaliśmy się z kolegą z korytarza na podwórze, stąd zza bel ze ścinkami ostrzelaliśmy okno portierni, które uprzednio rzuciłem granaty. [...] Ja zostałem bez broni, kolega miał jeszcze kilka naboi w automacie [...] Nagle widzimy, jak oknem w piwnicy wydostaje się nasz żołnierz, powstaniec z taśmami amunicji na piersiach, automatem i granatami, a za nim inni. Tak przyszła pomoc powstańców Starówki dla wytwórni. I teraz zaczęła się prawdziwa zabawa, a o godz. 13 wytwórnia została całkowicie opanowana".
Łoskot granatów, pękających w głębi wytwórni, za plecami żandarmów, broniących się od strony Zakroczymskiej i Wójtowskiej, musiał przyczynić się do zachwiania obroną gmachu, tym bardziej że nacisk powstańców od ulicy stale wzrastał. Coraz większa ich liczba atakowała boczną bramę, obrzucając ją granatami, mimo ognia z okien PWPW.
Od Konwiktorskiej pojawia się nagle odsiecz dla wytwórni - dwa samochody ciężarowe z Ukraińcami i Mongołami, którzy kładą gęsty ogień wzdłuż ul. Zakroczymskiej, uniemożliwiając przeskok z drugiej strony ulicy pod ogrodzenie PWPW. Trwało to jednak krótko, gdyż powstańcy z kompanii „Orląt" i innych oddziałów, usadowieni w wysuniętym do przodu budynku Zakroczymska 17, podczołgawszy się na odległość rzutu, zapalili oba auta benzyną. Załoga poczęła wyskakiwać i uciekać, ostrzeliwana i obrzucana granatami. Wzięto7 jeńców oraz ckm z amunicją, który natychmiast obrócono przeciw wytwórni.
Szturmujący usiłują granatami roztrzaskać zamek potężnej, żelaznej bramy. Rzuca plut. pchor. „Borsuk", rzucają st. strz. „Stach" (Stanisław Grajda), kulawy powstaniec w kolejarskim uniformie (który przypłaca to życiem, trafiony z okna wytwórni) i por. „Czarny" (Jerzy Majranc). Wreszcie ten ostatni - mimo ostrzału - dopada samej bramy i bliskimi strzałami z pistoletu rozbija zaporę zamka. Natychmiast musi skryć się za podmurówkę parkanu, ale już po chwili z bram Zakroczymskiej, z przeciągłym „hurraaa!" wysypują się chłopcy „Gozdawy", „Wigier" i „Łukasińskiego". Obrzucając granatami okna, wdzierają się w głęboką sień, prowadzącą do tzw. szklanej hali i wbiegają do dolnych kondygnacji fabryki. Nieprzyjaciel wycofuje się, część na górę, niektórzy do podziemi. Padają głosy, aby zatopić ich wodą, lecz jest to pomysł niewykonalny.
O skutecznej obronie ze strony żandarmów nie ma już mowy. Za powstańcami wlewa się od Zakroczymskiej kilkusetosobowy tłum, w którym są także żołnierze III plutonu pchor. „Leśniewskiego" (Józef Dołęgowski) ze 104. kompanii ZSP.
Grupa Niemców stawia jeszcze opór na wyższych piętrach. Nawiązany już został kontakt szturmujących z ludźmi por. „Białego", doskonale znającymi teren, więc któryś z nich telefonuje na górę do żandarmów, wzywając ich do kapitulacji. Po usłyszeniu zgody na propozycję, (grupa powstańców gromadzi się przed drzwiami windy, aby odebrać jeńców. Niespodziewanie jednak z otwierającej się windy zostają ostrzelani, jeden z powstańców pada śmiertelnie trafiony, giną też w tej wymianie ognia dwaj Niemcy i dopiero wtedy rzuca broń czwórka pozostałych.
Po zlikwidowaniu grupy, odciętej w blokach bliżej Zakroczymskiej, walka przesuwa się całkowicie do wschodnich bloków PWPW, ale na przedpolu wytwórni pojawia się zagrożenie - piechota nieprzyjacielska, zbliżająca się od strony parku Traugutta, fortu Legionów.
Ukazała się ona już przed sforsowaniem wytwórnianej bramy. Zatrzymał ją ogień żołnierzy kompanii „Orlęta" z domu Zakroczymska 17, nadal ubezpieczających atak na wytwórnię. Część z nich wyszła na przedpole, jednocześnie niektórzy z nacierających na PWPW powstańców starali się zachodzić gmach od frontu i wpadli pod dwustronny ostrzał - z okien fabryki oraz ze strony piechoty, zbliżającej się od Cytadeli.
Głos ma sanitariuszka „Irena": „zauważono dwóch rannych powstańców, ciągnących od parku Traugutta wzdłuż Zakroczymskiej przez obszar zupełnie pustego pola [...]. Zachodziła obawa, że nie dojdą o •.własnych siłach. Na rozkaz: "Ratować ich!" - już biegłam zygzakiem, przecinając Konwiktorską [...]. Chwyciłam pierwszego wpół, jego lewą rękę wcisnęłam pod pasek mojej torby, którą miałam przewieszoną [...] tak prowadząc i prawie ciągnąc byłam już niedaleko Konwiktorskiej i wtedy poczułam prąd, który przemienił się w skurcz w prawej ręce. Oblała mnie fala gorąca i zupełnie osłabłam. [...] Działo się to, kiedy powstańcy forsowali bramę i ogrodzenie PWPW [...] Los chciał, że byłam wtedy zwrócona twarzą do rannego i kula, zamiast skroni, poszarpała mi prawy policzek z okiem. Dostałam kulą dum-dum, która ("Dum-dum" to „pocisk strzelecki z przytępioną [...] częścią wierzchołka, który przy uderzeniu w przeszkodę odkształca się i wyrywa otwór więk od swego kalibru. Powoduje bardzo niebezpieczne rany. [...] Używanie do celów wojskowych zabronione konwencją haską z 1899" (Encyklopedia Techniki Wojskowej, W-wa 1978, s. 143). przeszyła mi prawą rękę, wyszarpując mi ranę koło obojczyka i ten policzek"
Niemiecka odsiecz, wysłana z Cytadeli, nie dotarłszy do wytwórni, nie odegrała istotnej roli w boju o gmach.
Trochę później niż szturmujący z Zakroczymskiej, wdarli się od strony ul. Wójtowskiej żołnierze, dowodzeni przez por. „Wyrwę" (sam „Wyrwa" w swoim pamiętniku pisze, że jeszcze po godz. 12 był w kwaterze batalionowej na Freta, stwierdza jednak również wcześniejszą obecność na Wójtowskiej innych powstańców). Grupa „Wyrwy" dotarła do ul. Wójtowskiej przez ul. Przyrynek; na odcinku kilkudziesięciu metrów wytwórnia była od tej strony chroniona nie owym charakterystycznym, prawie czterometrowym żelaznym parkanem, lecz ogrodzeniem z ceglanego muru.
Blisko wylotu Przyrynku, w sieni kamienicy Zakątna 3, zgromadzonych już było nieco ludzi z 6. kompanii baonu „Czarniecki", w otoczeniu około 30 cywilnych mężczyzn z łomami i siekierami. Stali przyczajeni, bowiem wzdłuż ulicy prowadzony był dość intensywny ostrzał z broni maszynowej od wisłostrady i szkoły na Rybakach. Próba sforsowania muru przed przyjściem por. „Wyrwy" z jego ludźmi skończyła się śmiercią powstańca NN, który spadł ze szczytu ogrodzenia na wytwórniany dziedziniec. Po przerzuceniu za ogrodzenie kilku granatów ruszają następni. Pierwsi wskakują strz. „Wir" (NN) i pchor. „Piorun" (Kazimierz Jeruzalski), tuż za nimi strzelec „Żbik" (Feliks Kuźma), lecz zostaje trafiony i ciężko ranny spada na bruk. Ale jest już drabina, przyniesiona przez mieszkańca Zakątnej Józefa Wielgusa, po której szczeblach następni powstańcy - mimo ostrzału - już znacznie sprawniej forsują ogrodzenie. Przeskakują „Myszka" (Stanisław Potocki), por. „Wyrwa", sierż. Walerian Serafin, strz. „Cygan" (Tadeusz Cieślak), strz. „Rusik II" (Zbigniew Ciemifiski) i reszta „gozdawowców".
Wspomina tę akcję Józef Jasiński (por. „Wyrwa"): „Biegliśmy drogą okrężną w kierunku kościoła NMP, stamtąd przez Przyrynek do ul. Wójtowskiej. Po drodze przyłączył się do mnie st. sierż. Serafin, st. strz. «Sęp» [Jerzy Dedek] i wielu innych z 4, kompanii. Biegliśmy, by przeskoczyć ul. Wójtowską do PWPW [...] Zostaliśmy nagle zatrzymani przez dużą grupę powstańców [...], którzy czekali, pokazując nam ogień, tryskający na bruku przez długość całej ul. Wójtowskiej. Npl skierował na tę ulicę dużą siłę ogniową od strony brzegu praskiego i w ten sposób przejście do PWPW zostało zablokowane [...] Nastąpiła chwila zastanowienia, czy nie zbudować [...] barykady w poprzek ulicy, gdy [...] st. sierż. Serafin powiedział: panie poruczniku - skaczemy, i ruszyliśmy jak najniżej chyłkiem w poprzek ulicy, potem jak koty znaleźliśmy się na drabinie, opartej o wysoki parkan PWPW. Serafin skoczył pierwszy, ja za nim. Kiedy znalazłem się już po przeciwnej stronie parkanu, natknąłem się na jakieś miękkie ciało. Pomyślałem - Serafin dostał. Wobec takiej sytuacji obowiązkiem moim było przyjść mu z pomocą. Gdy wracałem do parkanu, usłyszałem z dala głos: - Poruczniku, dlaczego pan nie idzie? [...] był to głos Serafina"
Za nimi docierają do muru inne oddziały, sukcesywnie dołączające do szturmu, przede wszystkim syndykaliści 104. kompanii, głównie plutonu por. „Smagi", gdzie wśród starszych żołnierzy znajduje się czternastoletni „Józio" (Józef Borowiec).
Następni powstańcy przechodzą ogrodzenie również w innych miejscach, gdyż w czasie walki rozsadzono fragment muru, a powstały otwór powiększono kilofami.
Tymczasem grupa por. „Wyrwy" wdzierała się już do wnętrza gmachu. Drabina była przystawiona na odcinku wschodniego dziedzińca, w pobliżu wysokiej betonowej wieży, wystającej ponad masyw PWPW. Jedni wskakiwali do przyziemnych okien prostopadle stojącego bloku, inni - do równie nisko umieszczonych, od strony ul. Wójtowskiej. Niektórzy próbowali jednak po przystawionych drabinach wdrapać się od razu na piętro. Dobiegający tam strzelec „Cygan" widzi, jak pierwszy ze wspinających się zostaje strącony strzałem z okna prosto w czaszkę, z bardzo bliskiego dystansu. Głowa nieszczęśnika jest rozniesiona, wygląda to na trafienie pociskiem dum-dum.
Wewnątrz labiryntu sal i korytarzy są już powstańcy z wszystkich trzech atakujących grup - z Zakroczymskiej, Wójtowskiej oraz żołnierze PWB/17/S, wymieszani z uciekającymi w różne strony Niemcami., tu i ówdzie usiłującymi stawiać jeszcze opór. Charakterystyczny dla tych minut chaosu jest obraz, zapamiętany przez strzelca „Myszkę" z 4 kompanii baonu „Czarniecki": "Pobiegłem w lewo, w kierunku okien, przez które zniknęli dwaj chłopcy, biegnący przede mną [...] Przedostałem się do olbrzymiej sali, pełnej jakichś [...] bel i skrzyń. Przed sobą widziałem moich dwóch :poprzedników, przyczajonych za skrzynią. [...] dali parę strzałów w kierunku drzwi po prawej stronie [...] i popędzili przez te drzwi, a ja za nimi; w kierunku Wisły. Dopiero na korytarzu, gdzie były wejścia do wind, natknęliśmy się na uciekających Niemców, rozpoczęła się strzelanina [...] Niemcy roztrysnęli się w kilku kierunkach, większość po schodkach na pierwsze piętro, ciągnąc dwóch czy trzech rannych. Po kilku chwilach odsapnięcia i ochłonięcia z podniecenia, strachu i Bóg wie jakich uczuć, ktoś wrzasnął: - Naprzód, do cholery, na co czekacie! - To była jakaś mała grupa, która nas dogoniła. Jak automaty, czułe na «cholerę», włączyliśmy się i pobiegliśmy [..:] na pierwsze piętro, tam dobiegliśmy do okna i daliśmy kilka strzałów do trzech uciekających skośnie przez Sanguszki, w kierunku Wisły [...] Jeden z nich potknął się i zachwiał, ale towarzysze pomogli mu biec dalej. Po chwili zdałem sobie sprawę, że dalsze strzelanie to marnowanie skromnej garstki amunicji [...] Mój sąsiad dał jeszcze ze dwa strzały ze swego karabinu, ale bez skutku. Był wściekły i jak odsapnął, to wytrysnęła z jego ust fontanna takiej tłustej i pikantnej «łaciny», że ja, chociaż chłopiec urodzony na Starówce, słuchałem z zainteresowaniem i uśmiechnąłem się, pierwszy raz tego dnia. Piersi jego chodziły jak miechy, to na pewno było powodem niecelności [...] Spotkałem Iwaniuka i przyłączyliśmy się do grupy, w której byli sierż. Ciemiński, jego syn i zdaje mi się - Pawlik [...] Mieli oni już karabin maszynowy".
Wspomniani Ciemińscy (Władysław - „Ruśik I" i syn Zbigniew „Rusik II"), również z kompanii „Wyrwy", po przekroczeniu muru wpadli do tylnych bloków PWPW, gdzie na parterze zdobyli niemiecki ckm typu Maxim 1915, z dużą ilością amunicji. Skierowali się do „szklanej hali" od strony Zakroczymskiej - „pod prąd" napływających tędy do wytwórni powstańców - i wybiegłszy przez bramę na ulicę, z rogu Zakroczymskiej i Sanguszki otworzyli ogień ciągły w kierunku nieprzyjaciela, między parkiem Traugutta a fortem Legionów. Po chwili przesunęli się jeszcze dalej, aż za Szkołę Przemysłu Graficznego, z myślą o atakowaniu działek przy źródełku Stanisława Augusta, lecz musieli cofnąć się, dostawszy się pod gęste serie broni maszynowej. Zdążyli jednak trafić kilku Niemców.
Tymczasem od Wójtowskiej dopływały dalsze rzuty atakujących, którzy już bez przeszkód dostawali się do wnętrza i tam, w zakamarkach rozległego kompleksu gmachów, likwidowali ostatnie punkty oporu tych, którzy nie zdołali uciec: - Dość długo ostrzeliwali się żandarmi z bunkra, przylegającego do narożnika Wójtowskiej i Zakroczymskiej. Jeszcze w pierwszej fazie ataku z grupy powstańców, która przeskoczyła mur pod ogniem nieprzyjacielskim, dotarł w pobliże bunkra dziewiętnastoletni strzelec „Narcyz" (Zygmunt Noceń) z oddziałku PKB ppor_ „Żaka" i wprawdzie zdołał rzucić granat, ale sam padł trafiony w głowę, tracąc oko
St. sierż. „Herbert" z Armii Ludowej, pracownik wytwórni doskonale znający gmach, po dostaniu się z drugim rzutem atakujących przez mur od strony Wójtowskiej, dotarł przez magazyny tytoniu do frontowej części budynku. Z okna pomieszczeń dyrekcyjnych bloku D zauważył posuwającą się od fortu Legionów piechotę, podtaczającą ogumione działka ppanc., które zaczęły ostrzeliwać fronton PWPW. "Herbert" począł strzelać do obsługi tych działek, usadowiony w dyrektorskim fotelu, lecz został zauważony i zmuszony do zmiany stanowiska Ta próba odsieczy spod Cytadeli była spóźniona. Hamowało ją nie tylko ubezpieczenie z ostatniego budynku Zakroczymskiej, ale również ckm w rękach zawodowego podoficera i wytrawnego cekaemisty, jakim był Władysław Ciemiński, przede wszystkim zaś prowadzony z wielu wytwórnianych okien ogień silnej już w tym momencie powstańczej załogi, dozbrojonej kilkudziesięcioma żandarmskimi karabinami. Strzelano nie tylko z wytwórni, ale nawet z tylnych okien opanowanego już domu mieszkalnego PWPW. St. sierż. „Wichura" i Ludwik Straszyński prowadzili ostrzał ze zdobytych mauzerów.
Około godziny 14 uznać można było Polską Wytwórnię Papierów Wartościowych za obiekt całkowicie opanowany przez powstańców.
Załogę policyjną wybito, wzięto do niewoli, bądź zmuszono do ucieczki, nie wiadomo było jednak, co stało się z komisarzami. Dość długo chowali się w zakamarkach wytwórni. Jeszcze przed rozpoczęciem boju wewnątrz, gdy nasilał się nacisk od ulicy, Stephan i Holderbaum wyszli z mieszkania na podwórze między PWPW a blokiem mieszkalnym i otworzywszy garaż usiłowali wyjechać swym samochodem. Stojący przy nich dozorca Antoni Idzikowski skłamał, że nie ma przy sobie klucza do bramy, zaś odszedłszy - nie pokazał sięwięcej. Wszyscy Niemcy (wymienieni oraz Krening) zniknęli na długi czas; nie było ich w mieszkaniach, gdy wtargnęli tam powstańcy. Podczas boju wewnątrz gmachu zdarzył się moment, kiedy zaaferowani powstańcy spoza wytwórni, nie znający ubranych po cywilnemu komisarzy, przebiegli parterowym korytarzykiem przy ambulatorium obok ciasno stłoczonej grupki, złożonej ze Stephana, Holderbauma, Kreninga i kochanki tego ostatniego, nie zwracając na nich uwagi. Komisarze przemieszczali się po całym gmachu, szukając kolejnych kryjówek, wreszcie - jako pierwszą - przyłapano przyjaciółkę Kreninga. Jak wspomina Wanda Koziańska-Niwińska, odbyło się to w groteskowej formie. Do kobiety, trzymającej na rękach małego pieska, podbiegł Ludwik Straszyński i zawołał pompatycznie:
- Aresztuję panią w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej!
Aresztowana wydała, że Paul Holderbaum i Fritz Krening ukryli się przy wyjściu na dach, w klatce schodowej bloku D, w znajdujących się tam olbrzymich zbiornikach. Świadkiem ich zatrzymania stała się przypadkowo „Lilka", z personelu sanitarnego PWB/17/S:
„Zachciało mi się iść na taras i popatrzeć na mój dom [...] przy ul. Inflanckiej 1. Gdy przechodziłam przez pomieszczenie pełne długich czerwono-źółtych kotłów (podobno do prania szmat), zauważyłam, że pokrywa jednego kotła lekko uchyla się i wyraźnie widzę czyjeś oczy. To mnie tak rozśmieszyło (wówczas na kiwnięcie palca mogłam się śmiać), że zaczęłam się śmiać nieprzytomnie, słowa wymówić nie mogłam, tylko palcem wskazywałam chłopakom kocioł [...] poczułam, że dostałam kopa w siedzenie, ale takiego, że szczupakiem pojechałam po śliskiej posadzce, oraz usłyszałam strzał. Okazało się, że to był niemiecki komisarz [...] To on do mnie strzelił i ten kopniak mnie uratował".
W dalszym ciągu nie był ujęty Stephan, którego znacznie wcześniej - przebiegającego korytarzem - postrzelił w plecy „Kazimierz" (Józef Medwedowski). Wreszcie inspektor Józef Tołłoczko odkrył go, przyczajonego w przyziemiu klatki schodowej przy bloku W. Oblegany przez kilku powstańców, zranił się ciężko w podniebienie, chcąc popełnić samobójstwo. Zaniesiony przez Leszka Bilińskiego i Juliusza Kuleszę do dr „Rany", otrzymał tam pierwszą pomoc, lecz pomimo usiłowań ratowania go - zmarł po kilku godzinach. Był ostatnim nieprzyjacielem, unicestwionym w zdobytym gmachu PWPW.
Holderbaum i Krening, po przesłuchaniu w komendzie PWPW, przebywali jeszcze przez parę dni w wytwórni, zatrudnieni przy budowie umocnień, po czym przez ppor. „Powałę" i kpr. „Roma" odprowadzeni zostali do sztabu staromiejskiego na ulicę Długą. Opanowanie wytwórni było jednym z ważniejszych wydarzeń 2 sierpnia w powstańczej Warszawie. W publikacji pt. Polskie Siły Zbrojne w 11 wojnie światowej czytamy:
„Na Starym Mieście po czterech niach walki oddziały powstańcze opanowały [...] Zamek Królewski, Ratusz [...], Bank Polski, magazyny intendenckie na Stawkach [...] PWPW przy ul. Sanguszki. PWPW zdobyto przez zaskoczenie od wewnątrz".
Straty powstańców (jak wszelkie inne dane liczbowe, dotyczące tej akcji) trudno ustalić z pełną dokładnością, ze względu na udział znacznej ilości niezależnych od siebie oddziałów i grupek, z których nie wszystkie (a właściwie - bardzo nieliczne) przekazały odpowiednie meldunki. Publikacje wymieniają 2 (A. Borkiewicz) lub 3 (L. Fajer i J. Garas) poległych oraz od 4 (L. Fajer) do 7 (A. Borkiewicz) ciężej rannych. por. „Wyrwa" zameldował o 2 zabitych i 3 rannych w swojej kompanii. Niewątpliwie zabici zostali: 1) st. strz. „Sowa" (NN) i 2) strz. "Wir" (NN) - obaj z 4. kompanii baonu „Czarniecki" - wewnątrz gmachu, 3) powstaniec NN - na murze od ul. Wójtowskiej, 4) powstaniecc NN - przed bramą od ul. Zakroczymskiej oraz (ewentualnie) kpr. Jerzy Skrzypek (niezidentyfikowany przydział), jeśli nie był on rzeczywistości którymś z czterech poprzednio wymienionych NN. o (ewentualnie) szóstego i siódmego J. Garas wymienia dwóch powstańców NN, zabitych na ul. - Rybaki strzałami z domu mieszkalnego PWPW, ale informacja ta (autor nie podaje źródła) nie została przez nikogo potwierdzona. Trzeba więc przyjąć, że poległo 4 lub 5 powstańców.
Ciężej ranni zostali: st. strz. Feliks Flizikowski („Sokół"), st. strz. Frytek, sanitariuszka „Irena" (Irena Gwóźdź), st. strz. Stefan Kuciński)i („Haberbusch"), strz. Tadeusz Sobieski („Kajtek") i strz. „Żbik" Feliks Kuźnia) - z baonu „Czarniecki" kpt. „Gozdawy"; por. „Snop" Stanisław Nowakowski) - z PWB/17/S; strz. „Narcyz" (Zygmunt Noceń) - z PKB; Stanisław Ruff - z baonu „Antoni"; dwaj powstańcy ratowani przez „Irenę".
Dodając pewien procent na rannych - nie odnotowanych, można łączną ich liczbę określić na około 15. Oczywiście, lekko rannych i kontuzjowanych musiało być proporcjonalnie więcej.
Straty wroga były dotkliwsze. Liczba rannych jest nie do ustalenia (wobec ucieczki znacznej części żandarmów, z czego nie wiadomo ilu ranionych), natomiast liczbę zabitych Jerzy Kirchmayer ocenia na 11, jeńców - na 18. Analizując przebieg wydarzeń, trzeba te liczby uznać bardzo prawdopodobne. Dodając 7 jeńców z rozbitego samochodu oraz 3 komisarzy, otrzymujemy 12 zabitych i 27 jeńców, oczywiście, bez uwzględnienia strat, jakie poniosła piechota, usiłująca zbliżyć się od Cytadeli.
Zdobyto 2 ckm-y, kilkadziesiąt sztuk kb oraz lżejszej broni maszynowej. Żołnierze PWBl17/S wprawdzie nie zdobyli żadnego peema, lecz około 10 karabinów, podkomendni por. „Wyrwy" - 3 karabiny, 1 karabin - kpr. pchor. „Teść" ze 104, kompanii ZSP. Wśród tych wyrywkowych danych imponuje precyzją meldunek wspomnianego wcześniej por. „Wacława" z oddziału szturmowego „P-20". Jego ludzie zdobyli: 2 peemy, 5 kb, 7 krótkich pistoletów, 30 granatów zaczepnych, 2 rakietnice, 4 lornetki, 5 bagnetów, 600 sztuk amunicji karabinowej i 992 naboje do peemów (czyli 31 pełnych magazynków).
Za odwagę i aktywność w boju do odznaczenia Krzyżem Virtuti Militari V kl. przedstawiony został st. sierż. Władysław Ciemiński („Rusik I"),
zaś do Krzyży Walecznych: sierż. pchor. Jerzy Świątkowski („Leonidas"), plut. pchor. Tadeusz Świątkowski (,,Borsuk"), plut. pchor. Edward Magnuszewski („Sokół"), st. strz. Feliks Flizikowski („Sokół"), st. strz. Jerzy Zmigryder-Konopka („Poręba"), strz. Zbigniew Ciemiński („Rusik II"), st. strz. „Sowa" i strz. „Wir" (dwaj ostatni - NN pośmiertnie) - wszyscy z baonu kpt.„Gozdawy",
oraz por. Czesław Lech („Biały"), st. sierż. Czesław Hardejewicz („Wichura") i kpr. Roman Marchel („Rom") - z oddziału PWB/17/S So
Opanowanie PWPW, niezależnie od korzyści militarnych, otworzyło Staremu Miastu jeden z największych (jeśli nie największy!) magazynów żywnościowych powstańczej Warszawy. Fama o konserwach doskonałej jakości, wysokogatunkowych papierosach i alkoholach, lotniczej czekoladzie, likwidującej uczucie senności, nie mówiąc o skarbcu, zawierającym w chwili wybuchu Powstania 600 milionów złotych, poczęła ściągać nie tylko zwykłych mieszkańców Starego Miasta, od pięciu lat skazanych na okupacyjne, nędzne przydziały żywnościowe, ale również sporo przestępczego motłochu, który przystąpił do rabunku.
Jednym z pierwszych zadań miejscowej załogi była więc ochrona magazynów. Przed wieczorem w sukurs przybyło kilkunastu ludzi z Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa, uzbrojonych tylko w krótkie pistolety, wystarczające jednak, by ukrócić próby rabunku.
Gdy stało się jasne, że wróg nie zdecyduje się na odebranie wytwórni tego dnia, oddziały z miasta poczęły stopniowo odpływać z gmachu. Por. „Biały" rozpoczął przeorganizowywanie swojej grupy w stałą załogę zdobytego obiektu. Dla wzmocnienia PWB/17/S pozostał na noc I pluton ppor. „Rogoży" (Ignacy Choynowski) z kompanii syndykalistów oraz część plutonu II, rozstawiając posterunki na parterze od ulicy Sanguszki, wzdłuż całego frontonu. Kpt. „Ognisty" przydzielił załodze wytwórnianej zdobyty przez żołnierzy „Gozdawy" ckm, z obsługą dowodzoną przez st. sierż. „Rusika I".
Już wieczorem rozpoczęto umacnianie gmachu, m.in. barykadując wielkimi pakami tytoniu sień za główną bramą, wiodącą na centralny dziedziniec. O zmroku załoga PWPW skutecznie ostrzelała obsługę ' reflektora, świecącego z okolicy fortu Legionów. Na prawym skrzydle, w bezpośrednim sąsiedztwie domu mieszkalnego, nie była jeszcze opanowana szkoła im. Emilii Plater, której zdobycie o godzinie „W" należało do zadań 11 kompanii WSOP. Po oczyszczeniu PWPW przesunęła się w rejon szkoły część 5. kompanii batalionu „Czarniecki", a rozpoznanie st. sierż. „Leszka" z tejże kompanii wykazało, że oprócz kilku wartowników magazynu mundurowego przebywa tam kilkunastu żandarmów - uciekinierów z PWPW.
W' godzinach wieczornych zaatakowano i po krótkiej walce zdobyto budynek szkolny, wspólnymi siłami 113. plutonu z 11 kompanii WSOP, części 4. i 5. kompanii baonu kpt. „Gozdawy" oraz grupy żołnierzy ppor. „Ostoi" z 1. kompanii baonu „Wigry II". Ginie jednak d-ca plutonu WSOP, ppor. „Kostek" (Antoni Malec), a trzech jego podkomendnych odnosi rany. Pluton 113. obejmuje po nim ppor. „Oksza" (Tadeusz Dziewicki), który pozostaje w szkole na noc z załogą w sile około 50 ludzi.
Szkoła okazała się doskonale zaopatrzonym magazynem zimowej odzieży wojskowej oraz obuwia. Samych kożuchów znajdowało się tam około 3000.
PWPW było akcją głośną, a jednocześnie - przez swą pewną nietypowość - bardzo trudną do zrelacjonowania w sposób dostatecznie uporządkowany. Złożyło się na to kilka czynników:
1) Udział dużych sił powstańczych, znajdujących się dopiero (pierwsza doba Powstania!) w fazie formowania i opanowywania początkowego chaosu, wynikłego ze znalezienia się w miejscach przypadkowych nie tylko pojedynczych powstańców, lecz całych oddziałów, z dala od wyznaczonych im punktów koncentracji. W konsekwencji tego wytwórnię zaatakowało wiele jednostek - w sposób nieskoordynowany, bez dostatecznego porozumienia się ich dowódców, często wzajemnie nie wiedzących jeszcze o swoim istnieniu (wyjątek stanowiły tu jedynie pododdziały kpt. „Gozdawy"). Stąd brak meldunków i relacji, obejmujących całość;
2) Niemal jednoczesny atak z różnych punktów aż trzech grup (z wnętrza gmachu, od Zakroczymskiej i od Wójtowskiej), co utrudniło precyzyjne odtworzenie kolejności drobniejszych akcji, składających się na jednolity obraz;
3) Rozległość scenerii wieloelementowego kompleksu fabrycznych bloków i dziedzińców, co spowodowało, że mimo pozornego nasycenia całego terenu wielką liczbą walczących, były miejsca nie objęte walką. Stąd w relacjach są pewne rozbieżności w opisie tej samej fazy boju, wynikłe ze znalezienia się w tym samym momencie, ale o jedno piętro wyżej lub niżej (szczególnie odnosi się to do walk wewnątrz PWPW). Przykładem - relacje W. Ciemińskiego i S. Potockiego, którzy do PWPW wdarli się w tej samej grupie i o tym samym czasie, a jednak skierowanie się w nieco innych początkowo kierunkach wystarczyło, aby odebrać całkiem inne wrażenia.
Wreszcie refleksja ogólniejszej natury, dotycząca subiektywizmu w interpretacji tych samych faktów. Lucjan Fajer rolę grupy PWB/1715 w zdobyciu wytwórni sprowadza niemal do zera, wspominając o niej w opisie fazy przygotowań, a nie dostrzegając jej udziału w późniejszej walce. Mieczysław Chyżyński zajmuje stanowisko dokładnie odwrotne. Według jego relacji wyłączną zdobywczynią PWPW była grupa PWB/17/S, natomiast oddziały z zewnątrz weszły jakoby dopiero wówczas, gdy wytwórnia była już oczyszczona z Niemców i nie odegrały żadnej roli. Szkoda, że dwaj doświadczeni i zasłużeni oficerowie nie potrafili zdobyć się na obiektywne spojrzenie. W rzeczywistości bowiem - podkomendni i jednego i drugiego mają swój niewątpliwy udział w sukcesie.
Oddział por. „Białego", aczkolwiek sam rozbił silne gniazdo oporu przy głównej bramie, na dalszą metę nie miałby szansy pokonania znacznie silniejszego przeciwnika, gdyby pomoc zewnętrzna nie pojawiła się w odpowiednim czasie, i z jednym pistoletem maszynowym przeciwko ponad 40 karabinom i peemom niemieckim byłby skazany ,na zagładę. Gdyby natomiast owe uderzenie od wewnątrz, będące dla Niemców całkowitym zaskoczeniem, nie spowodowało paniki wśród żandarmów i załamania się ich oporu, najprawdopodobniej wytwórnia - jeśliby nawet wreszcie padła, to po długotrwałym oblężeniu, okupionym krwawymi stratami nacierających. Mogłaby wówczas PWPW spełniać na Starym Mieście podobną rolę, co gmach PAST-y w Śródmieściu: skutecznie wiązać duże siły powstańcze.
Zdobycie PWPW było pięknym przykładem efektu, jaki osiąga się przez j e d n o c z e s n o ś ć u d e r z e n i a, której zabrakło, niestety, w wielu innych akcjach powstańczych, na przykład podczas późniejszych nieudanych prób połączenia Starówki z Żoliborzem.
Źródło: Juliusz Kulesza, "Reduta PWPW; Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych w konspiracji i Powstaniu Warszawskim", Instytut Wydawniczy PAX, 1989
| |