www.warszawa.plLogin | Usenet | Klub | Linki
Tematy: AdministracjaHistoriaLudzieSpołecznośćGeografiaArchitekturaRozrywkaRozwójPrzyrodaTurystykaGastronomiaMediaEdukacjaKomunikacjaBezpieczeństwoSportUsługiKulturaProblemyPraca
Extra: MapaPanorama ▪ Wydawnictwa ▪ UE ▪ Galeria
reklama
Warszawa
 
2004-07-13, 13:14
Wstęp Wolny (Strefa Redakcyjna)
 (Wstęp wolny -:))
Ponieważ w sezonie ogórkowym słabo się dzieje, ale jednak coś się dzieje zamieszczamy recenzje Wstępu Wolnego, zapowiedzi i głosy wiernych czytelników a w szczególności V.Ziutka.


------ P R Z E S T R Z E Ń R E D A K C Y J N A -----

Tam byliśmy
---------------

W tym roku udało mi się dotrzeć do Doliny Szwajcarskiej, gdzie od trzynastu lat odbywa się Konkurs Teatrów Ogródkowych.
Kiedyś gdzieś coś o nich słyszałam, ale teraz trochę bardziej zmotywowana do aktywności kulturalnej dzięki "Wstępowi Wolnemu"
znalazłam to miejsce i nawet byłam. Obejrzeliśmy z Piotrem spektakl "Czekałem na ciebie" Teatru Alernatywa w reżyserii Piotra Rzymyszkiewicza i Tomasza Zaróda.
Dolinka jest pięknie położona w głębi ulicy Chopina. Spacerując do Łazienek Alejami Ujazdowskimi skręćcie w tę uliczkę.
Organizatorzy przygotowali namioty, pod którymi można usiąść na krzesełkach, są duże stoły z obrusem i barek z napojami.
Teren otoczono słupkami i girlandą z kwiatów. Naprawdę przyjemnie i kameralnie. Nie ma mowy o tłumie przypadkowcyh ludzi.
Na spektakl przyszli tylko ci, którzy wiedzieli o przeglądzie teatrów. No i niestety było też trochę mamuś z głośno zachowującymi się pociechami.
A spektakl? Jednoaktówka. Czas i miejsce akcji: kiedykolwiek i dach wieżowca gdziekolwiek.
Niestety - nie byłam zachwycona. Może oczekiwałam czegoś bardziej abstrakcyjnego? jakiegoś niedopowiedzenia, jakiejś przestrzeni na wyobraźnię? Zobaczyłam dość dosłownie opowiedzianą historię dwóch mężczyzn, którzy przez przypadek (?) spotykają się na dachu wieżowca.
Jeden jest bogaty, właściciel tego dachu, ma wszystko, znudzony udanym życiem. Brak mu chyba tylko mocniejszych wrażeń. I możliwe, że dlatego znalazł się na tym dachu. Przyszedł na swoją ostatnią kolację, ostani łyk wina by potem skoczyć w dół.
Drugi bohater jest lumpem, zarośniętym, cuchnącym lumpem.
Przechytrzył ochroniarzy i dostał się na dach. Między bohaterami wywiązuje się rozmowa, w której okazuje się, że obaj mają problem.
Właściwie taki sam: nie bardzo wiedzą co dalej zrobić ze swoim życiem.
Obaj gardzą sobą: bogaty brzydzi się lumpa, bo śmierdzi, jest zarośnięty i nosi stare ubranie.
Lump z kolei gardzi bogatym za to, że szufladkuje go jako chama i obszczymurka. Bogacz widząc, że lump zachowuje się kulturanie i wysławia z dużą starannością, powoli zmienia zdanie.
Jak to się kończy nie opowiem, bo może sami kiedyś zobaczycie tę sztukę.
Historia, jak już powiedziałam, była przegadana. Przypominało to bardziej studium przypadku. Jakbym czytała oprawioną w nędzną fabułę analizę relacji ludzkich, kierowania się stereotypami i pułapkami w jakie się przez to wpada. Mało w tym było teatru. Jego klimatu, magii w powietrzu. Może otoczenie parkowo-rekreacyjne nie zagrało razem ze sztuką? Możliwe. Oprawa scenograficzna i muzyczna - ok.
Niestety nie uwierzyłam w te historię. Ciągle widziałam dwóch aktorów grających spektakl na scenie w Dolinie Szwajcarskiej.
Ula


Tam będziemy
--------------
W tym tygodniu będziemy na środowym koncercie "Kaprysy Paganiniego"
na dziedzińcu Dziekanki na Krakowskim Przedmieściu.
Jeżeli chcecie nas poznać - ja będę miała na szyi długi błękitny szal.
Podejdźcie do nas i przywitajcie się. Będzie nam bardzo miło!
Ula


Do redakcji
-------------

Ziutek pisze:

W sobotę, 3-go lipca w Warszawie w temacie imprez kulturalnych działo się naprawdę wiele... "Sztuka Ulicy" i teatry uliczne, "Jazz na Starówce", Festiwal Perkusyjny i jeszcze wiele innych.
A my z samego rana poszliśmy do małej kapliczki położonej w chyba najbadziej malowniczym miejscu Ursynowa - na Skarpie przy ul. Nowoursynowskiej, w której odbywał się ślub naszej wieloletniej koleżanki Anki z naszym kolegą Mariuszem. Nie był to zwykły, sztampowy ślub, jakich w Polsce wiele - ten był nietypowy i wyjątkowy (i chyba był najfajniejszym ślubem naszych znajomych na jakim byliśmy) - na tę okazję specjalnie reaktywował się zespół rockowy "Dobra Nadzieja", który grał muzę przez większość mszy - a w zespole grali też państwo młodzi - Anka na djembe i Mariusz na gitarze basowej. Poza tym oprawa ślubu była super - z elementami folkowymi i bez krawatów, garniturów i patosu. Wszystkiego najlepszego, Anko i Mariuszu, na nowej drodze życia!
Później, około 18:00 pojechaliśmy na "Street.Art.Jam"
odbywający się w ramach tegorocznej "Sztuki Ulicy" pod mostem Śląsko-Dąbrowskim od strony starówki. Gdy jechaliśmy tam, minął nas na sygnale ZTMowski Polonez, więc wiedzieliśmy, że idziemy w dobrą stronę ;-))))) Na miejscu okazało się, że impreza już trwa, grafficiarze już zdążyli sporo namalować a oprócz tego vlepkarskie załogi właśnie vlepiały vlakaty bo vlepki były już na miejscu - toteż nie zastanawiając się długo dołączyłem się i dolepiłem trochę swoich. Kolega Kwiatek zapodał mięsiste techno z paczek i impreza potoczyła się swoim trybem. Była też jakaś kobitka z kamerą i tak dalej... A mnie cieszy to, że taka impreza się odbyła, i że vlepka przestała być widziana jako tylko i wyłącznie wandalizm a zaczyna być sztuką ulicy, sztuką miasta.
O 19:00 wylądowaliśmy na rynku Starówki stając oko w oko z Syrenką i nie tylko. Jakiś kwadrans później rozpoczął się pierwszy w tym roku koncert z cyklu "Jazz na Starówce" - zagrał polsko-amerykański skład Jarek Śmietana Trio & czarnoskóra soulowa wokalistka i pianistka Karen Edwards.
Początkowo trzymali się klimatów jazz-bluesowych, by z czasem przejść w klimaty... barowe, w taką sobie muzyczkę do kotleta (chociaż babka miała bardzo ciekawy tembr głosu). Zaraz potem zabrzmiał kręcący funky-jazz oraz świetnie przerobiony cover Presleya - "Jailhouse Rock"
genialnie zaśpiewany basem przez czarnoskórego basistę. Aż szkoda było w tym momencie opuszczać rynek Starówki i mocno obstawioną ludźmi Syrenkę ale czas naglił, bo o 21:00 pod Pałacem Kultury miał wystąpić (w ramach "Sztuki Ulicy") ukraiński Teatr Woskresinnia. Oni byli już w Polsce w zeszłym roku (także na "Sztuce Ulicy") także wiedzieliśmy, że warto na nich pójść. I nie zawiedliśmy się - tym razem przyjechali z przedstawieniem "Hiob" alegorycznie opowiadającym o biblijnym Hiobie, o wzlotach i upadkach - i z przesłaniem "Nie ma lekko, ale wstań i idź dalej". "Hiob"
zrobiony był w sumie prostymi środkami technicznymi (szczudła, świece dymne, ognie, pantomimiczny taniec, fajnie pomiksowana muzyka z płyty) ale ta prostota jest właśnie siłą tego teatru. W czasie pokazu na wieczorne niebo naszła wielka, granatowa chmura, zagrzmiało i co jakiś czas niebo przecinały błyskawice. Zaraz potem spadł deszcz - a to wszystko świetnie skomponowało się z działaniami Woskresinnia. Ciekawe, że w zeszłym roku też tak było, że przyroda wspomogła Teatr. Jak w przyszłym roku przyjadą, to też na nich pójdziemy.
Na "Festiwal Perkusyjny" nie daliśmy już rady.
V.Ziutek i Ginia

Ziutek pisze:

Wernisaż prac Przemysława Moskala w Zachęcie

W niedzielę o 19:00 w Małym Salonie Zachęty miał miejsce wernisaż multimedialnej miniwystawy Przemysława Moskala, będącej integralną częścią "Warsaw Electronic Festival" - od strony muzycznej i "New New Yorkers Festival" - od strony wizualnej. Podczas tegoż doszło do zderzenia kultury artystycznej "Wstęp Wolny" i szarogęsiej "Bo Za Darmo" (o czym za chwilkę). Moskal wystawił trzy interaktywne wizualne instalacje - reagujące na ruch, światło i klikanie myszką (ta trzecia przypomina mi trochę użytkowe programy do rysowania i prezentacji cząsteczek chemicznych) okraszone ambientową elektroniką w tle i trzeba przyznać, że jest to jedna z ciekawszych wystaw, jakie przez ostatni rok były prezentowane w Małym Salonie. Szkoda, że ta wystawa będzie czynna tylko do 11.07. Wernisaż rozpoczął się (z lekkim poślizgiem czasowym) krótkim ale konkretnym przemówieniem wicedyrektor Zachęty Hanny Wróblewskiej, potem przemawiali także (i także króciutko ale treściwie) kurator wystawy Jarek Grzesica (współtwórca WEFu, bardzo zacna postać dla stołecznej i nie tylko sceny elektroniki eksperymentalnej), przedstawicielka ambasady amerykańskiej (a propos "New New Yorkers") i wreszcie sam twórca.
Wernisaż zakończył się około 20:00. Oprócz części czysto artystycznej (prezentacja, możliwość porozmawiania z
twórcą) odbyła się też, jak zawsze przy wernisażach w Małym Salonie część nieprzewidywalno-humorystyczna którą stworzyli tzw. "stali bywalcy". Załoga dziadków-chlorowników stawiła się w komplecie i w momencie, gdy okazało się, że nie będzie poczęstunku zaczęli wykonywać nerwowe ruchy szczękowo-kończynowe. Jeden z nich w pewnym momencie uderzył bezpośrednio do wicedyrektor z pretensjami i zażądał by artysta (!!!) nakazał dostarczenie wina z "Artibusa" (czyli knajpy znajdującej się w podziemiach Zachęty) i czym wzbudził ogólną wesołość normalnej przybyłych na wernisaż. Oprócz tego stała gromada sępów domagała się pączków i darmowego wpuszczenia na pozostałe wystawy. Tego się nie doczekali, ponieważ Zachęta troszkę zmieniła reguły odbywania się wernisaży (i chwała jej za to) - głównie dlatego, by ci, którzy przybyli obejrzeć sztukę (a była to całkiem spora grupa młodych ludzi, co niezmiernie cieszy) nie byli niepokojeni przez etatowych wyżeraczy przeterminowanych ciasteczek i kwaśnego wina (których ekipa, po wprowadzeniu sankcji zachętowych powoli zaczyna się wykruszać). Na całe szczęście pseudoartystyczny kmiotyzm wycofał się szybko z Zachęty w poszukiwaniu kolejnych darmowych wyżerek a zostali ci, którzy wiedzieli po co przyszli i od tego momentu można było sobie na spokojnie poobcować z niezłą, wizulaną elektroniką prosząc o komentarze twórcę, który chętnie, dokładnie i przejrzyście tłumaczył o co biega.

"Rozhowory" na Agrykoli

W niedzielę późniejszym wieczorem (4.07) na Agrykoli jednym z występujących teatrów była Makata z "Rozhoworami"
wspomagana - na żywo - muzyką zespołu Swoją Drogą - oraz z płyty - białymi głosami. Całość rozpoczęła się z lekkim poślizgiem i zawierała więcej pirotechniki, niż dzień wcześniej występ ukraińskiego Woskresinnia. "Rozhowory" to spektakl oparty na starosłowiańskich i kupalnych tradycjach wykorzystujący ludowe motywy i stare wierzenia. Pomysł świetny, cieszy to, że ktoś wreszcie bazuje artystycznie na naszych rdzennych klimatach (chociaż momentami trochę pomieszali pojęcia np. przedstawiając Świętowita jako afrykańską maskę), wykonanie natomiast - dużo gorzej. Moim zdaniem Makata, która "Rozhowory" wałkuje już drugi rok (a działa przynajmniej od siedmiu lat) delikatnie rzecz biorąc powinna bardziej przyłożyć się do techniki aktorskiej. Off offem, a niedoróbek artystycznych nie można tłumaczyć, że to tak ma być. W przeciwieństwie do Woskresinnia, gdzie wszystko, mimo prostoty i rekwizytowej offowości, płynnie przechodziło jedno w drugie, gdzie nie było przestojów i prymitywnej amatorszczyzny a pokaz oglądało się jednym tchem - u Makaty jest sporo amatorskiego wywijania, które mnie osobiście nieco raziło, jest sporo rwania akcji, niedopracowania po prostu - za to dużo krzyku, dużo ognia (może nawet za dużo - ale może za to komary tak nie cięły a przez różowy dym z rac ogniska nabierały bardzo ładnej cytrynowo-zielonej barwy), za dużo "szarpania się" z grą.
Gdy oglądałem "Rozhowory" mógłbym przysiąc, że to bardzo młody zespół, który się dopiero dociera. Swoją Drogą natomiast, grając do "Rozhoworów", bardzo spoko podeszło do tematu - nie narzucali się muzyką, tło było tłem i nie rozpraszało widowni a jednocześnie tworzyło klimat i było jednym z ciekawszych elementów spektaklu. Na początku byłem też trochę zły, że białe śpiewy lecą z płyty ale z czasem doszedłem do wniosku, że chyba to lepiej. Podsumowując - "Rozhowory" Makaty tego dnia to była jednak lekka porażka, mimo ciekawej tematyki.

V.Ziutek



STREFAOBRAZU
----------------

Zapraszam Was do obejrzenia moich obrazków.

http://www.rozrywka.jawsieci.pl/materialy/ula/ramki/index.html

Są one owocem mojej miłości do papieru i tektury.
Powstają nocą, kiedy włączam dobrą muzyczę, zapalam światło lampki nocnej, wokół jest sennie i spokojnie.
A ja, pochylona nad stołem nacinam nożykiem papier, kleję, dociskam i cieszę się z tego co wychodzi spod moich rąk.
Mam nadzieję, że Wam też się spodoba.
Pozdrawiam ciepło
Ula


dodał/a: Michał Pawlik
źródło: Wstęp wolny -:)
Ludzie Fundacji | Wydawca | Informacje prasowe | Ochrona prywatności | Reklama | |
© 2002 Fundacja Promocji m. st. Warszawy Hosted by jHosting.pl - Java Hosting