www.warszawa.plLogin | Usenet | Klub | Linki
Tematy: AdministracjaHistoriaLudzieSpołecznośćGeografiaArchitekturaRozrywkaRozwójPrzyrodaTurystykaGastronomiaMediaEdukacjaKomunikacjaBezpieczeństwoSportUsługiKulturaProblemyPraca
Extra: MapaPanorama ▪ Wydawnictwa ▪ UE ▪ Galeria
reklama
Warszawa
 
2004-05-10, 13:13
Droga przez pejzaż
Czy w XXI wieku można wycisnąć jeszcze coś ciekawego z malarstwa pejzażowego? Sytuacja współczesnego pejzażysty wydaje się niemal beznadziejna; taki malarz musi z jednej strony wytrzymać bezlitosną konkurencję fotografii, z drugiej - przygniatające ciśnienie tysięcy banalnych landszaftów. W rezultacie znakomita większość współczesnych malarzy woli się z zasady trzymać od pejzażu z daleka, a ci, którzy mimo wszystko "wychodzą w teren" najczęściej gubią się w nim, schodząc na bezdroża kiczu i nudy. Istnieją jednak tacy artyści jak Tomasz Tatarczyk, którzy w bezdrożach pejzażu bezbłędnie odnajdują własną ścieżkę. Nie przypadkowo jednym z ulubionych motywów Tatarczyka jest właśnie droga.

Skoro już jesteśmy przy drodze, to wyznam, że drogę prowadzącą na wystawę Tomasza Tatarczyka przemierzałem bez entuzjazmu. Tatarczyk maluje od kilkunastu lat mniej więcej to (tak) samo. Po jego wystawie nie spodziewałem się wiele więcej niż zestawu dobrych, rzetelnie namalowanych i nie wnoszących nic nowego obrazów. I w pewnym sensie moje przeczucia się potwierdziły. Tatarczyk nie ma do zaproponowania żadnych artystycznych sensacji ani rewolucyjnych konceptów. Punktem wyjścia jest dla niego sytuacja bardzo konwencjonalna; grzecznie powieszona wystawa sztalugowych obrazów, w dodatku mieszczących się w ramach tradycyjnego gatunku, czyli wspomnianego pejzażu. A jednak, nie wiadomo nawet kiedy, widz zostaje przez te pejzaże zupełnie pochłonięty; proste, oszczędne obrazy Tatarczyka odsłaniają powoli coraz bardziej rozległe, niezwykłe przestrzenie. Wypełnia je cisza, w której można zagubić się bez reszty na długie kwadranse.

Tatarczyka często porównuje się z Leonem Tarasewiczem. W zamieszczonym w katalogu wystawy wywiadzie można przeczytać, że Tatarczykowi nie w smak są te porównania. Artysta twierdzi, że, jak to się mówi, wszelkie podobieństwo zdarzeń i osób jest czysto przypadkowe - mówiąc o swoich inspiracjach powołuje się raczej na niemieckiego romantyka Caspara Davida Friedricha niż na współczesnych artystów. Coś jednak jest na rzeczy - i to nie tylko dlatego, że obaj panowie T. należą mniej więcej tego samego pokolenia, studiowali na warszawskiej Akademii, związani byli z tą samą galerią (Foksalem) i obydwu fascynuje przestrzeń przyrody. Tarasewicz i Tatarczyk należą do nielicznych artystów, którzy potrafią skutecznie radzić sobie z pejzażem. Obaj syntetyzują wizerunki natury i nadają im charakterystyczną wibrację. Tarasewicz poszedł ostatnio w stronę sztuki totalnej - buduje wielkie malarskie instalacje, zalewa farbą całe galerie. Tatarczyk wciąż używa konwencjonalnego arsenału. Maluje rozjeżdżone w śniegu drugi, i ślady pozostawione w zamarzniętej ziemi, czerniejące na tle wieczornego nieba sylwety zalesionych wzgórz i brodzące w wodzie psy. Jest oszczędny w środkach do granic ascezy; posługuje się niemal wyłącznie czernią i bielą, eliminuje szczegóły, szuka esencji. Czy ją znajduje? Esencją tą może być tkwiąca w pracach Tatarczyka tajemnica; co znajduje się za tym czarnym wzgórzem? Dokąd prowadzi ciemna wstęga drogi? Kto zostawił na śniegu plątaninę tropów? Odpowiedü leży zawsze poza kadrem obrazu; artysta milczy. Na mnie największe wrażenie zrobiło właśnie to skupione milczenie. Tatarczyk potrafi malować ciszę; nie pamiętam kiedy widziałem tak hipnotyzująco cichą wystawę.

Zachęta, Tomasz Tatarczyk
Malarstwo, do 30 maja
źródło: Życie Warszawy
Ludzie Fundacji | Wydawca | Informacje prasowe | Ochrona prywatności | Reklama | |
© 2002 Fundacja Promocji m. st. Warszawy Hosted by jHosting.pl - Java Hosting