|
| 2004-03-15, 09:25 Rozmowa z ambasadorem Francji o Warszawie i Paryżu |
| Internet + własne zaangażowanie |
Zuzanna Henel (Gazeta Wyborcza) rozmawia z ambasadorem Francji w Polsce
Zuzanna Henel: Mieszkał Pan w Warszawie 30 lat temu. Czy mógłby Pan porównać "starą" i "nową" stolicę?
Patrick Gautrat: Patrick Gautrat, ambasador Francji w Polsce: Największa różnica, jaką można zauważyć, to nowoczesne wieżowce. Wtedy nie było nic poza hotelem Forum i Pałacem Kultury, na którego temat żartowano, że najszczęśliwszy jest portier, który tam pracuje, ponieważ go nie widzi. Gdy niedawno z dachu remontowanej ambasady francuskiej miałem okazję przyjrzeć się panoramie Warszawy, to, co rzuca się w oczy, to właśnie bardzo wysokie budynki. Nie mogę nie wspomnieć o Zamku Królewskim, gdyż podczas mojego pierwszego pobytu w Polsce dopiero mówiło się o jego odbudowie.
Inną różnicę dostrzegam w wyglądzie ulicy - ludzie są lepiej ubrani, a sklepy pełne. 30 lat temu trudno było cokolwiek kupić, a jeśli coś się pojawiło, trzeba było stać w kolejkach. Dyplomaci mieli do dyspozycji specjalne sklepy, ale życie codzienne wymagało robienia zakupów żywności, zwłaszcza mięsa. Żona chodziła często na bazar na Polną, był on dobrze zaopatrzony, choć wyglądał inaczej niż dzisiaj, gdyż były tam zwykłe stragany.
Zuzanna Henel: Co powiedziałby Pan o samych warszawiakach?
Patrick Gautrat: Zmieniło się zachowanie ludzi w miejscach publicznych. Teraz w Warszawie obsługa jest przyjazna dla klienta. Kiedyś najczęściej słyszało się "nie ma". Klient nie bardzo interesował sprzedawców. Dzisiaj czyni się wysiłki, żeby być dla niego miłym. Oczywiście poznałem podczas pierwszego pobytu w Polsce wielu sympatycznych i ciekawych ludzi. Byli wtedy bardziej zamknięci w sobie niż dzisiaj, otwierali się dopiero przy bliższym poznaniu. Mieszkaliśmy na Saskiej Kępie w domu zamieszkałym wyłącznie przez Polaków. Stosunki międzyludzkie były normalniejsze niż np. w Moskwie, w której często bywałem i gdzie dyplomaci mieszkali w wydzielonych dzielnicach oderwanych od tamtejszej rzeczywistości. Tymczasem w Warszawie przez rok wojowałem z administracją osiedlową, żeby przykryto pojemniki na śmieci pod naszymi oknami. Udało mi się to w końcu uzyskać.
Były również zaskakujące strony życia, np. nie mając samochodu, ustawiałem się na ulicy dobrze ubrany, z elegancką teczką i dość szybko trafiał mi się samochód, który podwoził mnie do pracy. Dzisiaj musiałbym już zamówić taksówkę.
Zuzanna Henel: Czyli miłe wspomnienia też Pan zachował?
Patrick Gautrat: Oczywiście. Nie chciałbym przedstawiać zbyt czarnego obrazu Warszawy sprzed 30 lat. Mimo wszystkich niedogodności lata 70. też miały swój urok. Bardzo lubiłem polską muzykę - Niemena, zespół Anawa - chodziłem do teatru i do kina. Warszawskie życie kulturalne w tym czasie kwitło. I ja byłem młodszy o 30 lat, więc w tych wspomnieniach jest trochę nostalgii. Moim zdaniem życie kulturalne Warszawy nadal jest bardzo bogate we wszystkich dziedzinach. Jeśli się chce, można każdego wieczoru coś nowego obejrzeć.
Zuzanna Henel: A restauracje wczoraj i dziś?
Patrick Gautrat: Teraz jest mnóstwo dobrych restauracji, chociaż wydaje mi się, że w stosunku do polskich zarobków są one nieco za drogie. Może trochę za mało jest tego, co Francuzi nazywają "menu", czyli kilku dań do wyboru po umiarkowanej cenie. Szczególnie wina są bardzo drogie, można jednak mieć nadzieję, że po wejściu Polski do Unii ich ceny spadną. W czasach PRL-u nie było tylu restauracji. Pamiętam, że zredagowaliśmy z żoną miniprzewodnik w języku francuskim, opatrzony zabawnymi komentarzami, na potrzeby wspólnoty frankofońskiej. Jego styl był mało dyplomatyczny i spotkał się ze słusznymi, przyznaję, uwagami ambasadora. Chodziliśmy najczęściej do SPATiF-u i SARP-u oraz kilku prywatnych restauracji na obrzeżach Warszawy.
Zuzanna Henel: Gdzie lubi Pan spacerować?
Patrick Gautrat: W Parku Łazienkowskim, chociaż żałuję, że nie mogę tam zabrać psa, ale rozumiem, że należy dbać o higienę w miejscach publicznych. Często spaceruję po Starym Mieście, które teraz ma więcej patyny i stylu niż kiedyś. Dawniej natomiast bardzo lubiłem Nowy Świat. To była ulica przez duże "U" i nie miała sobie równych w Warszawie. Teraz jest ładnie odnowiona, stylowa, pełna sklepów i kawiarni, ale już nie tak wyjątkowa.
Zuzanna Henel: Jeśli o sklepach mowa, to w Warszawie martwimy się, że wielkie centra handlowe rozwijają się kosztem małych sklepików. To zmienia wygląd ulic. Czy jest to również problem paryżan?
Patrick Gautrat: W Paryżu jest dużo wielkich domów towarowych ulokowanych w centrum. Mają na ogół pięć-sześć pięter, liczne sklepy w środku, są bardziej klasyczne niż nowoczesne galerie handlowe i także droższe. Słynny i bardzo stary jest Bon Marché niedaleko Saint Germain des Pres albo Galeries Lafayette czy Printemps koło Opery. Wielkie centra handlowe znajdują się na ogół na zewnątrz Paryża i przyciągają konkurencyjnymi cenami. Mają dużo klientów, ale mimo to nie boję się o francuskich sklepikarzy. Paryżanie robili i będą robić zakupy w małych piekarniach i garmażeriach. Panie lubią małe butiki, np. na Saint Germain des Pres. Sam mieszkam na bliskim przedmieściu, wokół jest dużo niewielkich sklepów, a wśród nich takie, do których często zaglądam, ponieważ znam ich właścicieli i wiem, że oferują dobry towar. Jeśli nie znam miejsca, wybieram raczej duże centra handlowe.
Zuzanna Henel: Gdzie czuje się Pan bezpieczniej - spacerując po Paryżu czy Warszawie?
Patrick Gautrat: To pojęcie względne. Zarówno Paryż, jak i Warszawa są stosunkowo bezpiecznymi miastami. Bywam czasem z ciekawości w różnych dzielnicach, na Pradze czy na pchlim targu na Kole i nigdy nie miałem problemów.
Zuzanna Henel: Co Paryż zyskał na członkostwie w Unii Europejskiej, co może zyskać Warszawa? Co się zmieni?
Patrick Gautrat: Myślę, że zasadniczym fenomenem jest bardziej międzynarodowy charakter miasta. W Paryżu jest coraz więcej cudzoziemców przyjeżdżających zarówno jako turyści, jak i do pracy. Niektóre dzielnice od dawna są zamieszkane w większości przez cudzoziemców. Gdy byłem mały, mieszkałem w pobliżu dzielnicy arabskiej za Montmartrem, teraz powstała także dzielnica chińska. Dla paryżan nie jest to więc nowością, ale Polacy będą musieli ponownie do tego przywyknąć. Do drugiej wojny światowej byliście społeczeństwem wielonarodowościowym, więc należy sięgnąć do korzeni. Cudzoziemców będą dwa, a nawet trzy rodzaje: po pierwsze, obywatele Unii przybywający do pracy, po drugie, turyści, którzy szukają spokojniejszych regionów i bliskości przyrody, po trzecie, gdy kraj stanie się zamożniejszy, pojawią się ludzie z biedniejszych od Polski krajów, którzy przyjadą tutaj do pracy. W przypadku waszego kraju liczy się również aspekt finansowy. O ile Paryż, wyjąwszy kilka programów kulturalnych, z funduszy Unii w zasadzie nie czerpał, o tyle Warszawa będzie mogła korzystać z funduszy strukturalnych na rozwój miasta i regionu.
| |