Imieniny:
Szukaj w serwisieWyszukiwanie zaawansowane

Teatry

2011.04.14 g. 20:33

Fantazyjny Rocky

W OCH
Rzadko zdarza się, aby w jakiejkolwiek dziedzinie sztuki autor od razu informował, że jego dzieło będzie ocierało się o kicz.

Taką odwagą wykazali się realizatorzy musicalu „The Rocky Horror Show”, którego premiera odbyła się (to nie żart!) 1 kwietnia 2011 r. w warszawskim Och-Teatrze.

 

 

Spektakl opowiada o tym, jak młoda para narzeczonych, Brad i Janet, po awarii samochodu, chce zadzwonić, aby ściągnąć pomoc. W poszukiwaniu telefonu trafiają do zamku, gdzie spotykają Frank’n’furtera – biseksualnego transwestytę i szalonego naukowca. Młodzi zostają rozdziewiczeni przez Franka i dowiadują się, że opracował on technikę pozwalającą ożywić człowieka. Poznają tytułowego Rocky’ego Horrora i świtę towarzyszącą Frankowi.

 

Kiedy musical powstawał, zdecydowanie wyprzedzał swój czas. Jego autor, Richard O’Brien, był określany jako zwolennik sztuki pośledniejszego gatunku. Jednak od prapremiery, która miała miejsce 19 czerwca 1973 r. w maleńkim londyńskim Theatre Upstairs, spektakl był wystawiany na coraz bardziej prestiżowych scenach stolicy Anglii.

 

Wiele osób kojarzy ten tytuł z filmem w reżyserii Jima Sharmana, z Susan Sarandon i Barrym Bostwickiem w rolach młodych narzeczonych. Film wszedł na ekrany w 1975 roku i jest uznawany za najdłużej wyświetlany obraz kinowy w historii.

 

Podczas oglądania spektaklu przychodziły mi do głowy różne porównania. Przede wszystkim starałem się sobie przypomnieć, jak wyglądała inscenizacja musicalu w wykonaniu Teatru Rozrywki w Chorzowie. Pamiętam, że zachwycili mnie wówczas Elżbieta Okupska w roli Narratora i Jacenty Jędrusik jako Profesor. Mam wrażenie, że reżyser chorzowskiego spektaklu, Marcel Kochańczyk, starał się zrobić go „na serio”, o ile przy takiej fabule można użyć tego sformułowania. Natomiast – jak już wspomniałem – reżyserujący w Och-teatrze Tomasz Dutkiewicz wybrał postać pastiszu. Dodam, że w obydwu teatrach realizatorzy korzystali z przekładu Michała Ronikiera, zaś polskie teksty piosenek napisał Andrzej Ozga.

 

Siłą rzeczy pojawiały się porównania do innych warszawskich musicali. Scenografia przywiodła mi na myśl „Metro”. A jak „Metro” – to Scena Buffo, gdzie wszystko wydaje się być wycyzelowane. Nie radzę jednak tak myśleć, tak jak nie radzę porównywać tego spektaklu z perfekcyjnie dopracowanymi musicalami, które wystawia Teatr ROMA. Nie, nie oznacza, to że „The Rocky Horror Show” jest gorszy od nich. On jest inny. Widać, że aktorzy wpasowali się w tę konwencję i ten luz sprawia im przyjemność. Fantomy pokazują, że nie wiedzą, po co znaleźli się na scenie, a w niektórych sytuacjach wręcz udają, że zbiera im się na wymioty. Sugerują widzom, że strasznie się męczą („po co mi to było?”), tańczą od niechcenia. Uważam taką grę za duży sukces realizatorów. Dodam, że aktorów widać, jak na dłoni, bo scena w Och-teatrze znajduje się pośrodku widowni. Moim zdaniem, gra ze świadomością, że jest się obserwowanym z każdej strony i nie można wystawić do widowni tylko swojej lepszej połowy, wymaga dużych umiejętności  i odwagi.

 

Jeśli do tego dodać wspaniałą muzykę rockandrollową, to widz może doskonale bawić się podczas tego spektaklu. Za nami pierwsze prezentacje, a już widać, że musical zdobył sobie wiernych widzów.

 

W polskich warunkach raczej nie wydaje się możliwe, aby spektakl pobił londyński rekord, to jest 2.960 przedstawień. Tym bardziej, że Och-teatr ma znacznie szerszy repertuar. Życzę jednak kierownictwu teatru i realizatorom musicalu, aby – przy mojej dużej życzliwości wobec Teatru Rozrywki z Chorzowa – liczba jego prezentacji była większa, niż 180 chorzowskich spektakli.

 



Opublikowal: Michał Pawlik
-
Serwis oprogramował Jacek JabłczyńskiCopyright(c) 2002 - 2014 Fundacja Promocji m. st. Warszawy